ROK 1929: VI Marsz Szlakiem Kadrówki

Rok IX. Warszawa, 28 lipca 1929 r. Nr. 30 (280)

SAMODZIELNYM WYSIŁKIEM

Nowy regulamin Marszu Szlakiem Kadrówki wprowadza zupełną rewolucję w dziedzinie dotychczasowych pojęć marszowych. Nic też dziwnego, iż na ten temat rozwija się na łamach ,,Strzelca” dyskusja, której najlepszym wyjaśnieniem będzie sam przebieg marszu i jego wyniki. Jest jednak jedno postanowienie obecnego regulaminu, którego wielki sens wychowawczy nie ulega i nie może ulegać wątpliwości. 

Pisaliśmy już kiedyś na tym miejscu, iż pomiędzy sportem, a przysposobieniem wojskowym leży ta wielka różnica, iż w sporcie wynik jest celem najwyższym, wówczas gdy zawody z punktu widzenia przysposobienia wojskowego są tylko pewną metodą wychowawczą, a wyniki sprawdzianem postępu pracy, nie zaś jej celem.

Stąd też zachodzi również wielka różnica w trak towaniu zawodników przez kluby sportowe i organizacje PW.

W klubach zawodników traktuje się jak cieplarniane rośliny, hodowane i otaczane opieką z jedyną myślą, by wynikami swymi rozsławiały swą organizację. W ten sposób w zawodnikach rodzi się snobizm i przeświadczenie, iż ich forma sportowa jest rzeczą najważniejszą, a obowiązkiem innych członków klubu jest roztaczanie nad nimi jak najdalej idąc opieki, usuwanie z ich drogi wszelkich trudności, kłopo tanie się za nich we wszystkich sprawach związanych z udziałem w zawodach.

W miarę jak Marsz Szlakiem Kadrówki coraz bardziej oddalał się od zasad zawodów wojskowo- sportowych, przenikały na Szlak te, z punktu widze nia przysposobienia wojskowego niezdrowe, zwyczaje życia sportowego. Usankcjonował je poniekąd nawet regulamin marszu wprowadzając instytucję „Opiekunów Drużyn”.

Od tej chwili zaczęły dziać się na Marszu rzeczy urągające zdrowemu rozsądkowi. Drużynom przysposobienia wojskowego i wojska towarzyszyły „niańki”, które wyprzedzając marsz obstalowywały pokoje w hotelach, specjalne jedzenie w restauracjach, masażystów itd.

Stojąc na stanowisku, iż wynik jest najwyższym i ostatecznym celem wysiłku, można byłoby te rzeczy tolerować. Jeśli jednak mamy patrzeć na Marsz Szlakiem Kadrówki, jako na wychowanie przyszłych żołnierzy, to podobne opiekowanie się drużynami na leży uznać za demoralizację uczestników marszu.

Jedynym opiekunem drużyny musi być drużynowy, jej dowódca. Na wojnie żadnej postronnej pomocy oddział od nikogo nie dostanie, a o wszelkich sprawach kwaterunkowych, wyżywienia i temu podobnych sam będzie musiał się troszczyć. Należy zawczasu przygotowywać strzelców do tych warunków, w jakich znajdą się w przyszłości.

Skasowanie instytucji opiekunów jest triumfem zasady wychowawczej marszu. Marsz Szlakiem Kadrówki to nietylko przemierzanie nogami przez trzy dni szosy kieleckiej, to szkoła żołnierskiego hartu i wszystkie elementy marszu muszą tak być po myślane, by temu celowi wychowawczemu służyły.

J. Szyszko – Bohusz

R o k IX . Warszawa, 25 sierpnia 1929 r. Nr. 32-33 34 (282 283 284)

O DUCHA KADRÓWKI

Tak, jak zbytecznym jest raz jeszcze wyjaśniać, dlaczego rocznicę wymarszu Pierwszej Kadrowej uważamy za największe nasze strzeleckie święto, tak nie potrzebujemy tłumaczyć, że Marsz Szlakiem Kadrówki, poza wszelkimi innymi celami i za daniami, jest w pierwszym rzędzie naszym hołdem dla czynu strzelców przedwojennych i stwierdzeniem, że pod przekazanym nam sztandarem Niepodległości czujną trzymamy straż.

 Z faktu tego wywodzą się jednak równie jasne i oczywiste wnioski, o których pomówić nam wypadnie, gdyż w zapale reformatorskim i racjonalizatorskim czasami zdajemy się o nich zapominać.

 Skoro Marsz Szlakiem Kadrówki z czynu strzelców przed wojennych się wywodzi i z jego ducha to ducha tego i czynu znamiona, jako zasadnicze, podstawowe i niewzruszone założenia nosić winien.

 160 ludzi Pierwsza Kadrowa liczyła, 160 ludzi, licho wyekwipowanych, jeszcze gorzej uzbrojonych i marnie przygotowanych do znoszenia trudów wojennych. Nie liczba tedv i nie środki techniczne stanowiły ich siłę, Piersi ich rozpierała żądza czynu, żądza walki. Pod szarymi strzeleckimi kurtkami gorące biły serca, W umysłach, jak najprzedniejsze wino, musował najczystszej krwi romantyzm. Marzyło im się ziszczenie snu o szpadzie.

I kiedy, ochrzczeni mianem szaleńców, szli w bój, ta wściekła żądza walki, ten wewnętrzny mus kroczenia ku zwycięstwu, lub zagładzie, był ich siłą moralną. Silą, z której zrodziła się potęga czysto materialna.

Nie „rozum i szkiełko mędrkujących, a ugodujących polityków, tylko ten samorodny czyn szaleńczych romantyków, ślepo ufających Wodzowi i żądnych walki, okazał się realną siłą, która doprowadziła do celu,

Toteż kult dla czynu sierpniowego jest nie tylko kultem geniuszu Wodza, ale w równej mierze ducha walki jego żołnierzy – strzelców. Tego ducha walki, który decyduje o wartości żołnierza i prowadzi go do zwycięstwa.

W świadomości wielkiej dziejowej prawdy, że odzyskanie Niepodległości zawdzięczamy rozbudzeniu przez genialnego Wodza w narodzie ducha walki, na jego kultywowaniu, na wpajaniu go w dusze młodego pokolenia opieramy naszą doktrynę  pw. Za pierwsze zadanie postawiliśmy sobie wszczepienie w psychikę każdego Strzelca przeświadczenia, że we wszelkich okolicznościach życia on, jego oddział, okręg, związek wreszcie musi zwyciężać. Musi też zwyciężać Polska, I nie ma ofiar za wielkich dla Jej zwycięstwa. Nie ma obowiązków za ciężkich. Nie ma walki nad siły. Wszystko, co w tej walce jest koniecznym, musi być jednocześnie możliwym.

Na tym polegał romantyzm czynu przedwojennych strzelców, a potem legionistów. Na ich przykładzie i wzorze wychowujemy obecne pokolenie strzelców.

 I to wychowanie jest rzeczą podstawową.

 Skoro zaś w ich duszach jest już postanowienie walki przygotowujemy ich do niej i uczymy jej sposobów.

 Ale we wszystkim, co czynimy kultywowanie ducha walki wysuwamy na czoło.

We wszystkim – a już w pierwszym rzędzie w tym, co czynimy na kieleckim szlaku pierwszej Kadrowej. Ten szlak bowiem najbardziej nadaje się i wprost nawet wymaga kultywowania ducha walki.

Pierwotne założenia surowe i prostolinijne – dawały jasną koncepcję marszową – zwarte, złączone na śmierć i życie drużyny szły naprzód, za wszelką cenę jak najprędzej zdążając do celu. Prymitywna i jasna forma walki miała wiele momentów wysoce wychowawczych i duchem wywodziła się w prostej linji z ducha czynu sierpniowego.

 Z biegiem czasu okazało się, że ze względów wychowania fizycznego należy poczynić pewne korektury. Ponieważ we wszystkim pragniemy łączyć przysposobienie ducha z przysposobieniem ciała, więc zdecydowaliśmy się na pewne eksperymenty.

Ten jednak, kto dla potrzeb wychowania fizycznego zechciałby ducha, istotę,  ideę marszu poświęcić, dowiódłby zupełnego niezrozumienia naszej doktryny pw. Bowiem Kadrówka jest czymś znacznie więcej, niż tylko jakimś pierwszym lepszym biegiem sportowym, czy marszem o taką lub inną odznakę sportową.

Kadrówka jest szkolą walki, jest wielkim łożyskiem, w które dajemy ujście energii naszych oddziałów.

Tu w bezkrwawej walce uczą się zwyciężać.

I można tak lub inaczej zmieniać szczegóły regulaminu, musi jednak pozostać jasna i dla wszystkich zrozumiała koncepcja walki, możliwie bezpośredniej.

Tegoroczny regulamin, który nawet w łonie komisji sędziowskiej nie był jednolicie zrozumiany, takiej jasnej koncepcji walki nie dał. To też nie wytrzymał próby życia. Nie został przez zawodników zrozumiany, walczono więc po dawnemu kto pierwszy choćby klasyfikowano go na ostatnim miejscu — ten czuł się lepszy. I choć bieg był zabroniony maszerowano szybciej, niż dwa lata temu – gdy wolno było biegać.

Duch walki żyje na szlaku.

Świadectwo temu dały drużyny, uparcie maszerujące nawet w dziesięciu i kończące marsz w rekordowym czasie, choć i tak nie mógł on dać oficjalnego zwycięstwa, lub inne buńczucznie ze śpiewem kroczące przez deszcz i słotę, kiedy nawet wojsko straciło na minach…

Świadectwo temu dali zawodnicy, którzy po chwilowej utracie przytomności zrywali się, by gonić swą drużynę, lub ten chociażby zawodnik, który będąc zdyskwalifikowany za maszerowanie w pantoflach, nałożył na rozranione nogi buty i choć poza konkursem maszerował dalej; byle dojść do mety.

Szlak Pierwszej Kadrowej już wychował ducha walki w swych wiernych wyznawcach. I przemożny wpływ wywiera na nowicjuszach marszu.

 O tym trzeba pamiętać przy układaniu regulaminu przyszłego marszu.

 Nie tylko bowiem nasza doktryna pw, ale i samo życie domaga się takiego uregulowania jego warunków, by o zwycięstwie decydowała nie jakaś mniej lub więcej słuszna teoretyczna formułka, tylko jak najbardziej bezpośrednia i nieskomplikowana walka.

 Inaczej regulamin będzie mówił swoje, a życie swoje.

 Zapamiętajmy to sobie. Jeśli w ramach regulaminu nie znajdziemy miejsca na tę bezpośrednią, dla wszystkich zrozumiałą walkę –  będzie się ona toczyć poza regulaminem w postaci niczym niedającego się opanować wyścigu na złamanie karku do mety.

Wyrosły z ducha czynu strzeleckiego Marsz Szlakiem Kadrówki, nie zniesie bowiem przeinaczenia swych ideowych podstaw.

J . Szyszko Bohusz,

K R A K Ó W  W  P R Z E D D Z I E Ń  K A D R Ó W K I

Kto pierwszy, ten przyjechał za wczasu –  Akademia strzelecka – Wigilia strzelecka – Na starcie.

Niedziela 4 sierpnia rano…

Cały ruch koncentruje się na stacji, zaczyna się bowiem zjazd na Kadrówkę. Poznańskim pociągiem przyjeżdża mjr Rusin, z-ca Komendanta Głównego, witany przez Kmdta Okręgu ob. Naimskiego, miejscowy strzelecki korpus oficerski i kompanię honorową. Z ramienia Okręgowego Urzędu WF i PW przybył na stację jego kierownik mjr. Ring.

Kwadrans przed mjr. Rusinem pociągiem warszawskim przyjechał red. Szyszko-Bohusz z Małżonką, popołudniu przybywają reprezentanci Zarządu Głównego, viceprezes Zw. Strzeleckiego ob. inż. Iwanowski i członek Zarządu ob. Czaki.

Przez cały dzień pociąg za pociągiem przywozi drużyny marszowe. Bowiem bywalcy Kadrówki dobrze wiedzą, że nie tylko kozi łój, ale i wypoczynek świetnie wpływa na wyniki, toteż cały szereg zespołów przyjeżdża do Krakowa zawczasu, by się rozlokować, dobrze wypocząć i 6 sierpnia stanąć na starcie w pełni sił.

Do tych przezornych należą prawie wszystkie drużyny wojskowe, bowiem już w niedzielę przybywają: 4 ppleg, 19 pp, 21 pp, 22 pp, 32 pp, 33pp, 35pp, 40 pp i 42 pp. Z pośród drużyn strzeleckich zjawia się Bańgów, Sosnowiec, Lublin, Wadowice, Warszawa, Limanowa, Kielce, Piotrków, Częstochowa, Łuków, Łódź, Radom, Opoczno, Suchedniów, Mława, Tustanowice i Wieliczka. Hrubieszów przybywa w liczbie 70 strzelców i strzelczyń pod przewodem pana Starosty, z paroma oficerami strzeleckiemi, orkiestrą, chórem mieszanym i drużyną żeńską. Nietylko strzelcy, ale i Straż Pożarna Rejów, Zw. Młodzieży Ludowej Lwów, Straż Graniczna Kalwaria, oraz Fabryka Karabinów Warszawa wolała przybyć wcześniej.

Również kpt. Kurteto hołduje zasadzie, że zawsze lepiej jest przyjechać zawczasu i razem z ob. Urbaniakiem siedzi w Krakowie już od soboty. Chociaż miejscowy Komitet Organizacyjny oraz władze strzeleckie należycie wywiązały się ze swego zadania, jednak i dla nich roboty jest w bród. Praca koncentruje się w dwóch ośrodkach: w Komendzie Okręgu przy ul. Floriańskiej i w Komendzie Placu, która „rozbiła swe namioty” w szkole Nr. 20 przy Placu Kleparowskim. Tu życie marszowe pulsuje w pełnym tempie.

Przybywające drużyny przechodzą kolejno przez ręce kierownika kancelarii, kwatermistrza, doktora itd, by wreszcie zarejestrowane, opatrzone w karty kwaterunkowe i żywnościowe, oraz zlustrowane przez lekarzy opuściły Kleparów i, szybko rozlokowawszy się w kwaterach, wylec na ulice Krakowa.

Tu wszędzie pełno przyszłych bohaterów szlaku, a miasto przybrało specyficzny wygląd wojenny. Ku wieczorowi, gdy liczba przybywających drużyn wzrastała, kiedy coraz częściej przez miasto przeciągały oddziały, a wąskimi korytarzami ulic coraz częściej płynęła piosenka strzelecka, cały Kraków zaczął żyć życiem Kadrówki i coraz jaskrawiej było widać, że w sierpniu stolica Jagiellonów jest Mekką strzelecką.

Pomny na przedwojenne tradycje wita zawsze Kraków serdecznie strzelców i przyjmuje ich z ciepłą gościnnością, a na wszelkie uroczystości strzeleckie śpieszy tłumnie, wypełniając sale po brzegi.

Toteż Akademia Strzelecka skupiła w teatrze im. Słowackiego śmietankę krakowskiego społeczeństwa. Pragnąć choć w części powetować odwołanym Ogólnostrzeleckim Igrzyskom Kulturalno Oświatowym okręg krakowski wystąpił z własnym wieczorem strzeleckim, wypełnionym siłami krakowskimi.

Wieczór zainaugurowała orkiestra kolejowa wiązanką pieśni legionowych, poczem zabrał głos Kmdt Okręgu ob.Naimski w gorących słowach przemawiający o idei i pracy strzeleckiej. Następnie chór krakowskich oddziałów strzeleckich wykonał kilka pieśni, a wśród nich „Hymn Rzeczypospolitej” Nowowiejskiego. Orkiestra mandolinistów strzeleckiego oddziału sapersko- wodnego odegrała tańce węgierskie Brahmsa i parę innych utworów, po czym na scenę samorzutnie wystąpił obecny na sali chór mieszany z Hrubieszowa, który wzbudzając szczery aplauz publiczności, pięknie odśpiewał szereg pieśni.

Strzelcy z Zakopanego wnieśli następnie na scenę wiele życia i swojskiego kolorytu góralskiego, z werwą śpiewając pieśni góralskie i wykonując tańce góralskie.

W imieniu Komitetu Obywatelskiego oraz Federacji Obrońców Ojczyzny przemawiał dr. Klimecki.

Żywy obraz Marsz Szlakiem Kadrówki zakończył wieczór. Na tle krajobrazu kieleckiego, przy dźwiękach piosnki strzeleckiej przesuwały się drużyna za drużyną oddziały strzeleckie. W tym czasie na tle nieba zwolna występuje sylwetka Szarego naszego Wodza, która w miarę, jak ma szerują dalsze drużyny, zarysowuje się coraz wyraźniej.

Orkiestra intonuje Brygadę, publiczność zrywa się z miejsc, podchwytuje słowa dumnej pieśni legionów, spontanicznie demonstruje swe uczucia dla Marszałka Piłsudskiego, Tymczasem ostatnie drużyny schodzą za scenę i cień Wodza powoli blednie i znika.

Prosty ten, a szczery obrazek wywarł wrażenie na obecnych.

Poniedziałek 5 sierpnia przechodzi w rosnącej z godziny na godzinę gorączce ostatnich przygotowań. Przybywa reszta drużyn. W Komendzie Placu odbywa się odprawa drużynowych. Koszary zalane strzeleckim najazdem. Ulice pełne strzelców.

Zbliża się wieczór. Po mieście .krążą orkiestry wojskowe i strzeleckie. W stronę Wawelu tłumnie ściągają organizacje byłych wojskowych, stowarzyszenia PW i reprezentacje innych organizacyj społecznych. Stamtąd bowiem o godz. 7 ma wyruszyć pochód uroczysty w Oleandry.

Na czele długiej kolumny organizacji Obrońców Ojczyzny wyrusza z Wawelu honorowa kompania strzelecka ze sztandarem, a za oddziałami wszystkich organizacji w zbitej masie ciągnie tłumem ludność krakowska. Na rynku warty wojskowe prezentują broń. Idziemy dalej. Mijamy Wolską, wychodzimy na Błonia. Jesteśmy w Oleandrach. Obnażają się głowy, słuchamy historycznego rozkazu z 6 sierpnia 1914 roku. A potem puszczamy wodze uczuciom, zrywają się tysiączne okrzyki na cześć Marszałka, śpiewamy Brygadę i z tą pieśnią wracamy do miasta.

Tradycja każe wieczór ten spędzić u Michalika. Zapełnia się stara „Jama” gwarnym ludem strzeleckim, który raz do roku zbiera się tu z całej Polski, by dawne wspominać bóle i o dzisiejszych pogwarzyć czasach.

Co jednak w roku bieżącym zdziwiło, to fakt, iż koło godz. 12 Michalik się wyludnił i kiedy w latach ubiegłych o tej porze nie można było dostać stolika, teraz zajętych było zaledwie parę.

Czyżby to było zwycięstwo rozsądku, nakazującego wcześnie iść spać, skoro o świcie mamy się zrywać do trudu marszowego?

6 sierpnia o godz. 2.15 w koszarach rozbrzmiała pobudka. W pośpiechu ubrawszy się, w pośpiechu łyknąwszy kawy, prężą się szeregi drużyn marszowych, by wyruszyć na zbiórkę na Błonia, skąd o godz. 4 m. 30 mają drużyny udać się na start.

Oleandry zaległy tłumy. Zwyczajem bowiem krakowskim jest poranek ten spędzić razem ze Strzelcami. I jakże zwyczaju tego nie przestrzegać, jeśli przedstawiciele władz i organizacyj spo łecznych świecą pod tym względem przykładem.

Jest bowiem na starcie d-ca OK V gen. Wróblewski, przybył Prezydent Miasta sen. Rolle, wicewojewoda dr Duch, Kmdt. Miasta płk Kostrzewski, wiceprezydent miasta Wielgus, inż. Król, sen. Lewakowski, dr Dyboski, dr Kaplicki, mjr Gronowski itd. Zarząd Główny reprezentuje wiceprezes inż. Iwanowski i ob. Czaki, zaś Kmdta Głównego jego Zastępca mjr Rusin. Pozatem licznie reprezentowany jest korpus oficerski Zw. Strzeleckiego czele z Kmdt. Okręgu ob. Naimskim, ob. Muzyczką i wielu innymi, których wprost nie sposób wyliczyć.

Z ramienia Państwowego Urzędu WF i PW przybył mjr. Bobrowski, oficerowie zaś okręgowego urzędu stawili się w komplecie, na czele z mjr Ringiem.

Mile uderza oko olbrzymia falanga samochodów wszelkiego autoramentu, świadcząca, iż kwestia komunikacji rozwiązaną została w roku bieżącym bez reszty i nikt nigdzie na trasie nie zostanie bez środków lokomocji.

Do zebranych na starcie drużyn przemówił Prezydent Miasta sen. Rolle, po czym Z- ca Kmdta Głównego mjr Rusin odczytał rozkaz z dnia 6 sierpnia 19 14 r.

Słowa rozkazu gigantofony powtórzyły szeroko rozciągniętym drużynom marszowym, które wysłuchały je w skupieniu. Ks. kapelan Niezgoda pobłogosławił szeregi na trud marszowy, po czym doszedł do głosu starter kpt. Zakrzewski.

Niecierpliwie oczekujące wymarszu drużyny, których cała uwaga i wola skupiła się na jednem jedynem krótkiem słowie „naprzód” , doczekały się sygnału wymarszu. Co pół minuty padało słowo „marsz” i jedna za drugą odchodziły drużyny strzeleckie i wojskowe, by rozpocząć swą doroczną trzydniową walkę na szlaku.

                            PIERWSZY ETAP KADRÓWKI

Na starcie – W Słomnikach górą czoła, choć deszcz leje – Na mecie w Miechowie

W Krakowie ruch; kto mógł broń podźwignąć, już brata swego w marszu chciał prześcignąć (Udała mi się ta mała kradzież z Ujejskiego…). Już w niedzielę i poniedziałek Kraków się „zestrzelczył”. Przyszli bohaterzy Kadrówki  i zbijają tymczasem na bruku krakowskim bąki i … nogi, zaopatrując się na gwałt w rozmaite specjały na drogę (kupowane) i serduszka krakowianek (te przeważnie kradzione).

 Zbliża się wreszcie noc ostatnia, noc masażu, ostatnich ojcowskich napomnień, w rodzaju: „a pamiętaj, draniu…” itd.

U nas, „wszechwładnych sędziów marszu także ruch: ostatnie przygotowania, wymiana zapytań o termin przyjazdu auta itd. Wreszcie wszystko cichnie, nie na długo jednak, bo już przed godziną trzecią w nocy rozlega się zarówno na kwaterach zawodników, jak i w hotelowych pokojach, zajętych przez komisję, słowo „pobudka, wstawać!”

 I oto suną już drużyny na start historyczny do Oleandrów, aby po wysłuchaniu przemówień i otrzymaniu błogosławieństwa, ruszyć w dalszą drogę, śladem ojców i braci swoich. Z kilkuminutowym opóźnieniem ruszają drużyny, żegnając pozostających okrzykami, czy to „cześć , czy „hurra” , czy też jak np. lubelski strzelec, dziką wrzawą na temat „aj aj aj aj”, nic jednak nie mającą wspólnego z balladą o tej samej nazwie. Większość jednak zawodników rzuca Krakowowi jeszcze na odchodnym okrzyk na cześć Marszałka Piłsudskiego i z Jego imieniem na ustach idzie w dal.

 Wreszcie i my pakujemy się do naszego „Chevroleta” i wyrywamy naprzód do Słomnik, aby móc tam na I punkcie wypoczynkowym przyjąć drużyny. Ciągniemy naprzód całą siłą motoru. Daremnie rozglądam się po wyjeździe z miasta – drużyn ani widać. Zapomniałem, że to w tym roku tylko się maszeruje. Zwykłem był zawsze, po wyjeździć w miasta, mijać jeszcze wiele, wiele drużyn, aby się wydostać na czoło. Tym razem jednak się zawiodłem. Cóż, wszystko się zmienia…

 Nie zmienił się tylko bezrozumny zapał drużyn, pragnących już na pierwszym etapie zyskać jak największą przewagę. Mści się to też srodze. Drużyny, forsujące zanadto tempo, tracą już tutaj słabszych zawodników odpadając tym samem od konkurencji o pierwsze miejsca. Mimo niemożności biegu, już tutaj stacza się zacięta walka o każd piędź ziemi, o każdą minutę, ba, o sekundę nawet. Z góry już widać, że niewiele drużyn trafnie pojmuje charakter tegorocznego marszu – tak samo, jak lat ubiegłych forsują czas kosztem formy drużyny. Jak się potem okazało, było to niezbyt szczęśliwe rozwiązanie kwestii.

Uciekamy do Słomnik, co sił w aucie, aby zaobserwować drużyny na punkcie wypoczynkowym. Obsługa sędziowska funkcjonuje sprawnie, drużyny mają tu dość miejsca na wypoczynek, nie brak też jadła, ni napoju, przygotowanego dorocznym zwyczajem przez zapobiegliwe rączki pań, na czele z p. Jadwigą Kopcińską, pod której przewodem obok młodziutkich pań ze „starszego” społeczeństwa, krzątały się miejscowe strzelczynie i harcerki.

 Komitet Obywatelski, na czele którego stoi p. Mieroszewski, dyr. Tomaszewski, kier, szkoły Gunia, prezeska obw. ob. Kiernowa itd., nie zapomniał również o gościach z mnogich aut towarzyszących Kadrówce i tych pośledniejszego gatunku „piechurów przyjął jak zwykle obfitym i miłym śniadaniem w pięknym gmachu szkolnym.

Tymczasem jeden za drugim nadciągają zespoły marszowe. Pierwszy przybywa o godz. 9.05 zespół nr 9 Straży Granicznej Poznań w składzie 12 ludzi, w 3 min. potem nr 12 – 33 pp Łomża w komplecie, po minucie nr 18 – 4 ppleg. Kielce w 11 ludzi, nr 3 — 19 pp Lwów w 11 ludzi, nr 33 – 42 pp. Białystok stok, Nr. 21 40 pp. Lwów, nr 26-  Straż Graniczna Góra Kalwaria, nr 22 – 22 pp Siedlce, wreszcie jako pierwsza drużyna strzelecka drużyna nr 8- Suchedniów o godz. 9.23 itd.

Przybywające drużyny od razu skierowywane są do miejsc wypoczynku, który wielu drużynom wydał się ponoć za krótki, bo kilka z nich wolało zostać tu już na dłuższy odpoczynek, rezygnując z dalszego udziału z marszu. Do takich drużyn należy też 1 Baon Sanitarny z  Warszawy, jedna z faworyzowanych ogólnie drużyn biorących udział w Kadrówce rok rocznie od czasu dopuszczenia wojska. Cóż, zarżnęli się zbyt ostrym tempem. Szereg drużyn przychodzi też znacznie zdekompletowanych, trudno tu jednak jest obliczyć straty poszczególnych trzynastek, tak się to szybko miga przez Słomniki. Przepuszczamy w Słomnikach wszystkie drużyny, jedne już wyraźnie zmachane, inne świeżutkie, świetnie się trzymające mimo upału. Już się zbieramy do dalszej drogi, gdy ulewny deszcz skropił obficie nas, jako też i ostatnie, wyruszające ze Słomnik drużyny, niecierpliwie drepczące pod jakimś drzewem w oczekiwaniu na sygnał startu.

Wreszcie jazda.

Ulewny deszcz przemoczył wszystkich do suchej nitki, woda rwie środkiem szosy jak górskie potoki, w ciągu kilku minut zamieniając szlak w grząskie błotka.

 A jednak ten upust niebieski dobrze zrobił większości zespołów. Z jednej bowiem strony ostudził nadmierny zapał, wyrażający się w zabójczym tempie, z drugiej zaś strony pod tymi nieprzerwanymi smugami deszczu obudziła się i zwarła w sobie zdeterminowana na wszystko, uparta ambicja. Nie poznalibyśmy tych drużyn, które przeważnie tak ociężale ruszały ze Słomnik. Tylko wojsko przeważnie spuściło nos na kwintę, strzelcy drą głowy do góry. Mława dodaje sobie ochoty okrzykami, Żółkiew przygrywa do animuszu na harmonijce, Łuków kroczy poprzez deszcz i błoto z piosenką na ustach. Słowem –  nie dają się strzelcy. Tak ten deszcz skutecznie spłukał z drużyn ślady wielkiego znużenia i obnażył –  rogatą, strzelecką zuchowatą duszę…

Ciągniemy, co sil w aucie, po ustaniu deszczu, nierzadko z szybkością 70-80 km na godz., mimo to z trudem udało się nam minąć wszystkie drużyny. Dość chyba, jeśli powiem, że wyruszając ze Słomnik równocześnie z ostatnią drużyną, prześcignęliśmy pierwszą zaledwie o 1 kilometr od Miechowa (trasa 19 km.). Tą pierwszą drużyną była dwunastka Straży Granicznej z Poznania, za nią przybywa doskonały 33 pp Łomża i 4 pp. Kielce, po czym 42 pp z Białegostoku, świetnie prowadzony przez starego wygę marszowego, por. Krasickiego, który osiągnąwszy najlepszy czas etapu, nie mógł się jednak ustrzec przed utratą jednego, słabszego zawodnika. Cóż, wypadki chodzą po ludziach.

 Po kilkuminutowej przerwie zaczynają nadchodzić inne drużyny, więc najpierw wojskowe, przeważnie kompletne, potem inne. Wojsko przeważnie w dobrej formie, ładnie idzie Baon Manewrowy, krakowscy saperzy itd. 56 pp z Krotoszyna wchodzi na metę, jak na rewii; „równy krok, na prawo patrz” nogi biją w bruki miechowskie, aż się domy trzęsą, a ludziska zdziwione medytują, skąd to jeszcze tyle siły i fantazji… Zeszłoroczny mistrz Kadrówki, 21 pp idzie dość słabo; stracił jednego zawodnika, z czasem też nie najlepiej może się jeszcze nie rozkręcili, może się oszczędzają  – jutro pokaże.

Więcej strat poniosły drużyny PW. Tutaj prym wiedzie bezkonkurencyjnie niemal maszerująca drużyna Straży Granicznej z Poznania, Straż Graniczna z Góry Kalwarii, drużyna Policji z Warszawy wszystkie kompletne, idące spokojnie, a bardzo stylowo. Ładnym stylem marszu odznacza się też drużyna Orląt Krakowskich, Związku Strzeleckiego z Mławy (prowadzona przez oficera porucznika), strzeleckie z Warszawy, Radomia, Piotrkowa itd. Bardzo ładnie się też spisują drużyny z Tustanowic, Ostrzeszowa, Łodzi, Bańgowa (G. Śląsk), Łukowa, Krasnegostawu etc. Lublin, choć w dziesiątkę, choć bez drużynowego, wita metę tym samym o krzykiem wojennym Siouxów, którym żegnał start. To rozumiem –  choć goli i ubogo (w ludzi), ale wesoło i fantazja jest. Stopniowo cisza zalega Miechów.

Drużyny wypoczywają, my zaś, to jest prześwietna komisja, liczymy, ustalając kolejne wyniki I-go etapu, przy uwzględnieniu na pierwszych miejscach drużyn, które marsz ukończyły w komplecie, mimo nawet lepszych czasów drużyn niekompletnych.

M. Frank

ETAP MIECHÓW-JĘDRZEJÓW

Sędziowskie kłopoty na starcie-  Drużyny na szlaku – Książ Wielki- Wodzisław- W miłym sercom strzeleckim Jędrzejowie.

 Ranek 7 sierpnia wstaje pogodny, zapowiadając nielada upał. Z trudem otwieram oczy, zbudzony przez brodatą wizję właściciela „najpierwszych w Miechowie pokojów umeblowanych i wychodzę na rynek. Jest jeszcze dość wcześnie; drużyny jedzą właśnie śniadania fasowane, lub zamawiane w jadłodajniach miechowskich. Wreszcie rozwidnia się ostatecznie, drużyny zaczynają szykować się do wymarszu.

W myśl regulaminu marszowego drużyny ruszają dzisiaj w kolejności odwrotnej, niż dnia poprzedniego i skombinowanie tego sprawia widocznie zmęczonym drużynom największą trudność. Zaczynam uganiać się po rynku z megafonem w ręku, drę się w niebogłosy, wreszcie nastaje jaki taki ład w długiej falandze zawodników. Brak mi jeszcze do kompletu kilku drużyn; numery ich wykrzykuję tak długo, aż powoli zaczyna mi odmawiać posłuszeństwa mój organ głosu. Nagle spostrzegam jedną z brakujących drużyn, stojącą opodal i przyglądającą mi się z niemym pytaniem w oczach: „długo tak możesz?. Ponowne wywołania ich numeru i wskazanie miejsca wśród drużyn wywołuje tylko zmianę wyrazu twarzy na temat. ,,i co dalej? W tedy wspomniałem jakąś wielką chorobę z równoczesną uprzejmie ponowioną propozycją zajęcia miejsca, na co otrzymałem lodowatą odpowiedź; „dobrze, ale bez choler”. To ci dopiero temperamencik, co?

O 5 ej start. Komenda kpt, Zakrzewskiego brzmi donośnie, raz po raz ruszają drużyny z miejsca w dół, aby za chwilę znów wdrapywać się na niewielki pagórek. Ten wstęp, te pierwsze 500 metrów, to jakby symbol całego II – go etapu w górę i w dół, w dół i znowu w górę. Niezrażone przyszłymi trudnościami drużyny z miejsca ruszają szybkim, wyciągniętym krokiem. Tylko  krzyki są już cichsze, niż w Krakowie, znać tu ju ż oszczędność każdego zbytecznego ruchu, czy wysiłku. Tylko 21 pp. powtarza swoje niezmienne „Starterowi cześć!, czym starter czuje się mile w ambicji połechtany i strzelcy lubelscy ruszają z tymże dzikim wrzaskiem, od którego co płochliwsze konie dęba stająca, nerwowe kobiety mdleją, a wszelki zwierz dziki w lasy ucieka…

Ruszyli zawodnicy, ruszamy i my. Mijamy wszystkie auta, co się przed nas wysforowały i ciągniemy co sił na przód. Podziwiamy po drodze piękną formę drużyn Straży Granicznej, Policji, poszczególnych drużyn wojskowych z 42 pp. na czele, aż opieramy wzrok na strzeleckich. Statecznie maszeruje Radom drużynowy z laseczką, choć stracił jednego zawodnika, nie traci jednak humoru, uparcie pną się naprzód Orlęta, z ob. Janickim na czele, w pięknym stylu idzie Mława z por. Pawłowskim, jako drużynowym, nieźle Łuków, ładnie też prowadzi drużynę piotrkowską ob. Urbański, bohater IV Marszu Kadrówki.

Nie czas jednak na wspomnienia. Kilkadziesiąt koni, zaklętych w 4-ch cylindrach naszego „Chevroleta” nic może znieść, aby piechurzy nas prześcignęli. I znów wskazówka szybkościomierza sięga cyfry 90, nie spadając niżej 65.

Tak docieramy po kilku chwilach do Księża Wielkiego, gdzie stoły zastawiono napojami – przeważnie miłą dla podniebienia gotowaną wodą z cytryną (próbowałem, świetna!) oczekują już zawodników. Szykuje się też na ich przyjęcie cały tutejszy Komitet Obywatelski z ob. Rafalskim i Tesińskim na czele, domy ubrane zielenią i flagami państwowymi, Straż Pożarna dopytuje o losy swoich towarzyszów… sikawki z Rejowa, biorących udział w marszu, słowem Książ Wielki wrze. My jednak uciekamy naprzód.

Po kilkunastu minutach i pokonaniu kilku większych falistości szosy, dobijamy szczęśliwie, jak zwykle pierwsi do Wodzisławia na punkt wypoczynkowy II etapu. Za chwilę nadjeżdża większość aut pozostałych, a ponieważ ,,szarże” są przeważnie głodne, następuje narada dokąd iść się pożywić, czy do Trompczyńskiego, czy do Zaleskiego. Pierwsze nazwisko nie bardzo pociąga, skoro jednak dowiedzieliśmy się, że jego właściciel jest szczerym przyjacielem strzelców, idziemy jak w dym do niego. Tam najwięcej przypadła nam do gustu muzykalna szafa, wygrywająca różne melodie za uprzednim nakręceniem i wrzuceniem w jej przepastne czeluście20 groszy. Nakręcaniem zajęły się dzieci właściciela, goście zaś zajęli się nabijaniem szafy w butelkę, udając, że się do niej wrzuca 20 gr., zatrzymując je ostatecznie w garści, w czym specjalnie celował pewien komendant, zwany Cyklopem z piórkiem.

Po posileniu się wychodzimy na rynek, aby zapoznać się z miejscowym Komitetem w osobach pp. dra Muzera, Grosickiego i p. Orga (rodowitego Turka).

Wkrótce zaczynają nadchodzić drużyny. „Nieśmiertelna orkiestra Wodzisławska, która choć osobowo uległa zmianom w ciągu ostatnich lat 4ch, ale za to nie zmieniła bynajmniej sposobu gry, wita wkraczających do punktu odpoczynkowego zawodników skocznym marszem, na dźwięk którego drużyny… muszą zwolnić tempo.

Wobec krótkiej odległości do końca etapu i wczorajszego doświadczenia, zostawiamy stawiamy w Wodzisławiu startera Marszu i sami, tj. komendant mety, kpt Frączkiewicz i ja, nie doczekawszy się ariergardy Marszu w osobach lekarzy Marszu, operujących z por. dr Mazurkiem na samym końcu długiego łańcucha drużyn, jedziemy do Jędrzejowa.

Wkrótce już zaczynają się grupować na mecie goście marszowi, wśród których dostrzec można starostę jędrzejowskiego Białego, przedstawicieli PUWF i PW,  mjr. Bobrowskiego i kpt. Wiśniewskiego, mjr. Rusina, z-cę Kmdta Głównego Zw. Strzeleckiego i wielu innych przedstawicieli wojska, społeczeństwa cywilnego i Związku Strzeleckiego. Zresztą ostatnich kilka kilometrów przed metą dość gęsto obstawiła publiczność, żywo się interesująca przebiegiem marszu, na mecie oczekuje drużyny szereg niewiast z bukietami – słowem zainteresowanie duże.

Przygrywa strzelecka orkiestra z Hrubieszowa. Jeszcze w drodze widzimy ob. Wikla na rowerze, smętnie jadącego po szosie z miną dziecka, świeżo odstawionego od piersi matczynej, choć w tym wypadku role musiałyby być od wrócone, boć niechybnie raczej ob. Wikiel zasługuje na miano mamki w stosunku do drużyny warszawskiej…

Wreszcie… idą! Kolejno wkraczają na metę drużyny 42 pp. z przewagą blisko 10 minut nad następnym 40 pp dalej idzie 33 pp., potem znowu wojsko, straż graniczna, wreszcie PW. Forma świetna, najtrudniejszy etap Kadrówki zostawił bodajże najmniejsze piętno na drużynach. Znów orkiestra, kwiaty, radosny nastrój. Łącznicy odprowadzają drużyny na kwatery, do łaźni, zatoru na mecie nie ma, wszystko idzie sprawnie. Słychać tylko miarowe okrzyki ,,idą!” , głos kpt. Frączkiewicza, dyktujący pisarzom osiągnięte czasy i brawa publiczności. Wreszcie wszystkie drużyny, w ogólnej liczbie 47 mijają metę (a zatem trzy odpadły) i komisja udaje się na posiedzenie, celem ustalenia wyników etapu II.

M . Frank.

                       N r. 32— 33— 34  S T R Z E L E C 1929

          W gościnnym Jędrzejowie

Jędrzejów mocno jest z Kadrówką związany. Zrazu były to tylko więzy uczucia, więzy mocne, bo sięgające jeszcze sierpnia 1914 r., który żyje w pamięci wielu tutejszych mieszkańców i którego tradycja każe witać Strzelców jak swych najbliższych, sercu miłych i z radością rokrocznie przyjmowanych.

To też nigdzie chyba, może poza Słomnikami, tak dobrze się Strzelcy nie czują, jak w tej atmosferze ciepła, jaką Jędrzejów otacza Kadrówkę. Ale ze szlakiem wiążą Jędrzejów nie tylko uczucia sympatii, wiąże go ambicja lokalna. Od paru bowiem lat miejscowy oddział wysyła swoją drużynę w bój marszowy.

I jeśli na mecie widzimy liczne tłumy, jeśli całe życie i zainteresowanie miasteczka skierowuje się w stronę szosy krakowskiej, którą od Miechowa szarym szlakiem przybyć mają drużyny strzeleckie, to dzieje się to nie za sprawą pustej tylko ciekawości, Jędrzejów być może skrycie, być może nie bardzo zdając z tego sobie sprawę, oczekuje czy aby w tym roku jego strzelcy nie osiągną większego sukcesu. Daleko na szlak wysłane forpoczty wypatrują swoich, Na mecie hoże miejscowe dziewoje nie skąpią kwiecia dla swych zwycięskich chłopaków. A choćby i nie mieli być zwycięzcami, one przecie wśród falangi drużyn doczekają się przybycia – Jędrzejowa.

 Chłopakom aż się oczy śmieją do tych tłumów, wśród których sami znajomi. I choć, jak dotąd nie bardzo świetnie im się na szlaku powodzi, zawsze wkraczają w rodzinne progi wysoko unosząc głowy, radośnie prężąc piersi. Entuzjazm powszechny. Sypią się kwiaty. Jedne – przeznaczone dla wszystkich, inne –  wręczane szybko wyszukanemu wśród trzynastki „swojemu chłopcu” …

Orkiestra tym razem z Hrubieszowa gra uroczyste marsze. Przybywają coraz nowe drużyny. Na trawce przed sądem idzie handel wszelaką lemoniadą, kto strudzony może znaleźć miły spoczynek na murawie. Ale większość drużyn od razu idzie do kąpieli i na kwatery.

Ach te kwatery!

Jest w Jędrzejowie, na ogół bardzo skromnem miasteczku, jeden duży gmach kilkopiętrowy, okazały. To szkoła, prawdziwa chluba miasta, Ale w przy szłości, bowiem na razie jest ona w budowie. W tej to szkole bez drzwi, okien i podłóg kwateruje większość drużyn.

Kwateruje od kilku lat. I co roku słyszy, że już na przyszłej Kadrówce bę dzie tu pięknie i wygodnie. Tymczasem szkoła wciąż stoi niewykończona i po dawnemu wiatr hula wśród murów bez szyb i drzwi, a od podłogi przez cienką warstwę słomy ciągnie przeraźliwy chłód. Niestety jednak w istniejących warunkach kwaterunkowych najlepsza wola i wysiłek miejscowego Komitetu Obywatelskiego, na czele którego stoją starosta Biały jako przewodniczący i pp. burmistrz Pacanowski, inż. Osterczy, dyr. Lipski i dr. Przypkowski, nic poradzić nie mogą.

Za to kierownictwo marszu i towarzyszący mu „kibice” strzeleccy kwaterują tu wyśmienicie. Taka to już życiowa sprawiedliwość, kto mniej zmęczony wygodniej może wypoczywać, Są tu bowiem dwa hotele, luksus w Miechowie nieznany, a na kwaterach prywatnych czują się goście jak u siebie w domu, tak miło i serdecznie są witani.

Po południu tradycyjny wspólny obiad, w czasie którego jadło się i piło równie obficie jak się mówiło, lepiej lub gorzej, ale zawsze szczerze.

A potem dla ochłody po bardzo ciepłej atmosferze przyjęcia naprawdę wspaniałe lody w miejscowej cukierni.

Kiedy zmrok kłaść się zaczął na gościnne jędrzejowskie progi, każdy z gościnności tej korzystał jak chciał i mógł.

W zimnych murach historycznej szkoły głośne chrapanie szło w zawody z poszumem wiatru, hulającego w czeluściach okien. Ulicami snuły się jakieś mniej rozważne cienie, W ,,Barze Polskim jeszcze ktoś do kogoś przypijał.

I tylko w sejmiku do późna stukała maszyna do pisania, a jakiś schrypnięty głos uparcie krzyczał w telefon ,,Hallo, Warszawa?

To pracowało biuro prasowe marszu…

Tym razem Jędrzejów obudził się późno…

Dawniej już w parę minut po czwartej pustoszał rynek i po Kadrówce śladu nie zostawało. Kiedy bowiem odbywał się wspólny start wszystkich zawodników do indywidualnego biegu wszystkie auta musiały uciekać naprzód, potem po strzale startera cała, blisko tysiączna rzesza piechurów szybko wsiąkała w wąską czeluść uliczki, wiodącej ku szosie.

Jeszcze w roku ubiegłym, po skasowaniu biegu indywidualnego, Kadrówka w Jędrzejowie kończyła się przed piątą.

A w tym roku start wyznaczony został na godzinę 5.30. Po raz pierwszy zastosowano zasadniczo przyjętą zasadę, że drużyny wojskowe startują osobno, przed zespołami pw. Po raz pierwszy też wprowadzono kolejność startu według specjalnego losowania.

Z 57 zespołów, które wyruszyły z Krakowa, na starcie w Jędrzejowie znalazło się tylko 47.

O godzinie 5.30 po raz pierwszy w tym dniu pada słowo „Marsz!”

Rozpoczyna 22 pp w komplecie. W pół minuty potem wyrusza, śpiesząc do swego rodzinnego miasta 4 ppleg w jedenastu ludzi. Następnie w pół minutowyc odstępach odchodzą: por. Krasicki na czele dzierżącego rekord czasu 42 pp, który niestety zgubił na pierwszym etapie jednego zawodnika, oba pułki lwowskie 40 pp i 19 pp w 11 ludzi każdy, Baon Manewrowy w komplecie, 21 pp bez swego drużynowego znanego biegacza Rumasa, którego los ciężko doświadczył już na pierwszym etapie, 56 pp z Krotoszyna, weteran Kadrówki 5 psap, sam jeden tylko maszerujący z pośród trzech drużyn wojskowych, które pierwsze w 1926 r. zainaugurowały udział wojskowych drużyn w Kadrówce. 32 pp w dwunastkę i zwycięski na dwóch pierwszych etapach 33 pp z Łomży zamknęły grupę drużyn wojskowych.

Po kilkuminutowej przerwie, o godz. 5.40 ob. Nowicki na czele dwunastki Radomia rozpoczął marsz grupy stowarzyszeń pw. Za Radomiem weteran Ka drówki ob. Wałerysiak prowadzi kompletną drużynę Łodzi, potem wyrusza Żółkiew, Orlęta, Kolejowe pw Katowice, Zw. Rezerwistów Zagożdżon, Tustanowice, Częstochowa, Straż Gran. Poznań, Piotrków, Włoszczowa, Zagożdżon, Straż Pożarna Rejów, Straż Gran. Góra Kalwaria, Jędrzejów, Krasnystaw. Kolej. pw Kowel, Lublin, pw Płońsk, Zw. Młod. Lud. Lwów, Wieliczka, Kowel, Wadowice, policja warszawska, Hrubieszów, Kielce, Łuków, Nowy Sącz, Suchedniów, Sosnowiec, Mława, Opoczno, Fabryka Karabinów Warszawa i Limanowa, która wystartowała o godz. 5:57.

 Nie obyło się na starcie bez dramatów. Decyzją komisji sędziowskiej drużynowi strzeleckich zespołów Mława i Kielce zostali zdyskwalifikowani za noszenie pantofli. W obu wypadkach drużynowi naprawdę byli duszą swych zespołów, choć każdy inaczej chłopców prowadził.

Mława nigdy nie śpieszyła się. Miała czas i ochotę na jedno z pierwszych miejsc. Równy krok, od czasu do czasu piosenka, uśmiech na twarzy. Tak prowadził swą drużynę porucznik, oficer pw, który miał nieszczęście odparzyć sobie nogę i musiał nałożyć pantofle. Surowy, ale wyraźnie przez regulamin nakazany, wyrok zadecydował o dyskwalifikacji drużynowego. Chłopcy, jak z krzyża zdjęci, jakby im kto skrzydła podciął.

Podobnie przykry wypadek spotkał drużynę Kielce, w przeciwieństwie do Mławy śpieszącą się i mającą na 2 etapie trzeci z kolei strzelecki czas, która również straciła swego drużynowego.

Obaj jednak włożyli buty i poza konkursem towarzyszą marszowi.

W pół godziny po starcie wyrusza i nasz „Chreysler” na świetnej szosie lekko i sprawnie goniąc drużyny.

Jakoś 5 km. za miastem zaczynamy dochodzić daleko rozciągnięty ogon marszu. Mijamy sanitarkę, maruderów i jesteśmy już przy jakiejś zapóźnionej drużynie.

Już z daleka widzimy granatowe kostiurny i berety Fabryki Karabinów, której nic nie zdołałoby chyba wybić z tempa, Opoczno utrzymuje się na równi z Fabryką, dalej maszeruje poza wszelką konkurencją zdyskwalifikowany Drohobycz, Łuków, Kowel, Limanowa, Suchedniów, Policja, maszerująca na wzór i podobieństwo Fabryki powoli, ale pewnie, dalej Nowy Sącz, Włoszczowa, Jędrzejów, który dał się już minąć dwunastu zespołom i Kolej. pw Kowel.

Doganiamy Warszawę. Moje stołeczne serce aż rośnie. Po raz pierwszy wystawiona wspólnymi siłami Cytadeli i Śródmieścia reprezentacja Warszawy idzie wyśmienicie i choć wystartowała przedostatnia, na przestrzeni tych kilku kilometrów zdążyła już minąć 10 zespołów! Spotykamy bardzo dobrze idącą straż pożarną Rejów, ,,starościński” Hrubieszów, Wadowice, bliski sercu mych towarzyszy podróży Zagożdżon.

A oto maszerują Kielce. Obok nich poza konkursem ich zdyskwalifikowany drużynowy.

..Zielona młodzież Zw. Młodzieży Ludowej jest jedyną reprezentantką Lwowa. Strzelcy nie przyjechali. Nowicjusze marszu wysoko niosą głowy i choć stracili jednego zawodnika, nie tracą animuszu, na ogół utrzymując się na tym samym kolejnym miejscu, na którym wyruszyli z Jędrzejowa.

Trzymają się też nieźle rezerwiści z Zagożdżonu, którzy mają już za sobą najgorszy dzień, kiedy niewiele im brakowało do ostatecznego zdekompletowania. Czwarty zawodnik był już w rowie, ale zaczekali na niego. Dziś idą ostrożniej i wolą dać się wyminąć nawet dziesięciu drużynom, niż rozpaść się.

Zbliżamy się do czoła grupy pw.

Z daleka poznajemy Straż Graniczną z Góry Kalwarii po chustkach, które niby u wojsk kolonialnych zwisają im spod czapek, z dniem każdym coraz bardziej upodabniając się do ziemi matki. Estetycznie to nie było, a czy pożytek jaki był, to nie wiem. Może tak, bowiem straż ma szeruje, jakby goniła za przemytem co najmniej wielkiej fury sacharyny, sama w tem tempie ,,przemycając się” już na tej krótkiej przestrzeni o kilka miejsc do przodu.

Częstochowa idzie równo sztywno, czwórkami z wyrównaniem w szeregach, jak na przyszłych właścicieli pucharu Muszkieta przystało.

A oto i Tustanowice, przed nimi zaś nierozsądna, z góry na zagładę skazana Wieliczka, maszerująca w 11 ludzi z trzema zawodnikami w pantoflach i gremialnie bez chlebaków. Dyskwalifikacja pachniała zdaleka. Tym nie mniej idą dobrze i wyminęli 10 drużyn.

A oto jeden z dramatów szlaku.

Maszerują razem dwie drużyny okręgu Lubelskiego. Kroczy historia dwóch marszów. Zwycięzca z 1927 r. Krasnystaw, a przed nim zeszłoroczny mistrz Lublin. Są ,,zdziesiątkowani”, nieroztropnie zarwane w pierwszym dniu tempo, ponad siły, zemściło się przekreśleniem wszelkich nadziei na zwycięstwo. Teraz z determinacją walą naprzód jak dojść, to w najlepszym czasie, albo raczej skończyć ten smutny marsz, tak odbiegający od dawnych triumfów. Lublin wystartował w minutę po Krasnymstawie, szybko go minął i teraz prowadzi. Minął 9 drużyn, a Krasnystaw 7 drużyn. Szparko gonią naprzód, a pod czaszką uparcie kołacze dokuczliwa myśl:

„Żeby tak który nie miał już dosyć”.

Ledwie minęliśmy tych dwóch eksmistrzów szlaku, już dogoniliśmy trzeciego. To indywidualny zwycięzca z 1927 r. Urbański, dorocznym zwyczajem prowadzi swój Piotrków. Minął parę drużyn.

Doganiamy przygrywającą na ustnej harmonijce Żółkiew i już jesteśmy przy Straży Granicznej Poznań. Zdystansowała ona już 5 zespołów, zdecydowanie wysuwa się do przodu, a zarówno jej tempo, jak i forma każą żałować, że niefortunne ,,zgubienie” jednego zawodnika pozbawi ją zwycięstwa nad znacznie wolniej maszerującą Policją i Fabryką Karabinów, które napewno nikogo już nie stracą.

Mijamy maszerującego z laseczką i pękami kwiatów siwowłosego, o długiej białej brodzie staruszka, Józefa Dragana, który już trzeci dzień kroczy znojnym szlakiem Kadrówki.

Kolejowe pw Katowice, potem Radom, Nowicki dyktuje swej drużynie ostre tempo, ale chłopaki doskonale idą, że aż nasz radomski „Chreysler” parsknął z radości.

Widok Radomia zwiastuje czoło grupy pw, gdyż ci wyruszyli pierwsi, a wielu drużyn przed siebie napewno nie wypuścili.

I rzeczywiście mijamy jeszcze tylko Łódź, która wyruszyła w pół minuty po Radomiu i Orlęta, w 1 minutę po niej.

Stary wyjadacz szlaku Walerysiak idzie w zawody o lepsze z dr. Janickim, który ukazał się na marszowym firmamencie, jak meteor, ale też od razu dźwignął Orlęta na szczyty ich dawnej chwały. Prowadzi je teraz oto do zwycięstwa uśmiechnięty, choć w głębi ducha napewno wybiega myślą daleko do tyłu i stara się przebić mroki niewiadomego cóż tam robi Warszawa, najgroźniejszy rywal. Bo Łódź ma tuż za sobą i z nią może walczyć bezpośrednio.

Ale stolica jest dla niego w tej chwili wielką niewiadomą. Jesteśmy już wśród wojska. Zostawiamy za sobą 32 pp i 33 pp.

 Nr. 22!

Przecie to 22 pp Siedlce, który wyruszył pierwszy?

No tak, ale po pierwsze różnica pomiędzy czasem wymarszu czołowej i ostatniej drużyny w grupie wojskowej, obejmującej tylko 12 zespołów, wynosiła niespełna 6 minut, po drugie jesteśmy już daleko od startu, a wojsko maszeruje szybko.

Po za 22 pp jednak prawie wszystkie drużyny idą w kolejności wymarszu. Mijamy 5 psap Kraków, 21 pp Warszawa, 56 pp Krotoszyn, Baon Manewrowy Rembertów, 19 pp i 40 pp, 4 ppleg Kielce.

A daleko na przedzie Krasicki ich wiedzie!

42 pp kroczy na czele marszu. Że minął wszystkich, to nie sztuka, bo wyruszył jako czwarty, a więc w półtorej min. po pierwszym. Ale on wysunął się daleko przed wszystkich. Ma dużą przewagę.

A sam por. Krasicki nie tylko, że drużynę doskonale prowadzi, jeszcze sam dwa karabiny niesie.

Jesteśmy nad Nidą. W oddali majaczeje już zamek chęciński, znacząc cel pier wszego wysiłku dnia dzisiejszego.

Fatalna serpentyna, wiodąca do Chęcin, która zmogła tylu już uczestników Kadrówki w przebudowie, stroma jej wyniosłość znacznie została złagodzona, a jednak 42 pp dobrze się nasapał, zanim zostawił ją poza sobą.

Wjeżdżamy do Chęcin. Historyczny strażak dmie w historyczną trąbę. Rynek wypełniony żydowskimi bachorami, chyba nigdzie ich nie ma tyle, co w Chęcinach. Przy stołach z jadłem i piciem zawsze te same panie, znamy je dobrze z twarzy. Nowością jest jedynie siwowłosy o wielkiej brodzie izraelita, z młodzieńczą werwą krzątający się przy karmieniu i pojeniu drużyn.

Pierwszym w Chęcinach jest oczywiście 42 pp. Według tradycji marszowej będzie on pierwszym i w Kielcach, cóż z tego, jeśli najlepszy nawet czas nie zrekompensuje utraty jednego zawodnika i trudno liczyć na lepsze miejsce, niż siódme.

Następnie przychodzi 4 ppleg, 21 pp, który zdążył wyminąć 40 pp, 19 pp, Baon Manewr. i 56 pp z Krotoszyna, wycinający na mecie prawdziwą defiladę Przychodzi jeszcze 5 psap, 32 i 33 pp, po czym witani owacyjnie, ze śpiewem wkraczają strzelcy krakowscy.

Nie mniejszy entuzjazm budzi wspaniale maszerująca Straż Gran. z Poznania, Ferencowicz i żona jego dwoją się i troją się, nie wiedząc już z radości, jak im dogodzić.

Jest wreszcie Radom, minął na trasie Łódź, która wkrótce przybywa.

Przychodzi następnie 32 pp Piotrków ze śpiewem, Kol. pw Katowice, które odrazu skręca w komplecie do pobliskiej knajpki, wreszcie 35 pp.

Zjawia się Lublin, Krasnegostawu przy nim nie ma. Zwycięzcy z roku 1927, straciwszy czwartego zawodnika, musieli zrezygnować z dalszej walki. Swoją drogą swój sukces z przed dwóch lat ciężko opłacają, gdyż już drugi raz z kolei nie widzi ich meta w Kielcach.

Jest Żółkiew, a potem Kalwaria.

A teraz baczność, idzie Warszawa, minęła po drodze 23 drużyny, rekord niecodzienny.

Kielce przybywają bez drużynowego, potem przychodzi i Częstochowa, za nią wspaniale maszeruje Nowy Sącz, który znów minął tuzin drużyn, dalej Wieliczka, Hrubieszów, Tustanowice, Zw. Młodz. Lud Lwów, odpadający na coraz gorsze miejsce rezerwiści Zagożdżon, Suchedniów, Straż Pożarna Rejów, Wadowice, Kowel, Limanowa, Policja. Kol. pw Kowel, strzelcy z Zagożdżonu, zdyskwalifikowana Drohobycz, Włoszczowa, Opoczno, smutna Mława bez swego porucznika, Łuków i wreszcie tradycyjnie na końcu granatowa fabryka karabinów.

Ruszamy dalej. Na szlaku niewiele co się zmienia. Drobne zaledwie przesunięcia, na ogół tempo dosyć stateczne, walczą jedynie drużyny, które mają jeszcze coś do powiedzenia w czołowej klasyfikacji, oraz te, które trafią pod obiektyw aparatu fotograficznego.

Tak mijamy tyły marszu, im bliżej zaś czoła, tym wyraźniejsze jest piętno walki.

Trzykrotne cześć okrzykujemy na widok drużynowego zespołu Nowy Sącz, który dźwiga aż trzy karabiny. Mijamy Kielce, doganiamy Warszawę. Na widok przygotowanego do „strzału” aparatu Warszawa wydłuża krok i w naszych oczach mija Żółkiew, oraz 35 pp.

Maszeruje Straż Gran. Góra Kalwaria, dalej Lublin, który minął parę drużyn.

32 pp, Łódź, Kol. pw Katowice, wreszcie mamy Radom i Piotrków. Chcę sfotografować radomiaków. Na szlaku rozgrywa się krótka walka. Urbański wzmaga tempo i mija ludzi Nowickiego. Z kolei ci wysuwają się na czoło, a co dalej było, nie wiem, gdyż ta krótka chwila wystarczyła, by zrobić zdjęcie, zakurzyć im drogę i umknąć dalej.

Na czołowych miejscach nic literalnie się nie zmieniło, drużyny maszerują w dawnej kolejności, tylko 4 ppleg czyni daremne wysiłki, by dojść 42 pp i wkroczyć do rodzinnego miasta na czele marszu. Wzdłuż drogi pełno żołnierzy i podoficerów z tego pułku, którzy zachęcają swych towarzyszy do dalszego wysiłku.

Wielkie tłumy zaległy ulice Kielc, tłocząc się wzdłuż ulic, wiodących do mety i tworząc zbitą masę u bramy triumfalnej, będącej celem trzydniowych wysiłków piechurów.

Po raz pierwszy po obu stronach mety wzniesiono trybuny dla publiczności, oraz loże dla honorowych gości. Przybywające zespoły witają; wojewoda Korsak, gen. Łuczyński, pos. Dyboski, licznie reprezentowane miejscowe władze administracyjne i wojskowe, oraz najwybitniejsi przedstawiciele miejscowego społeczeństwa. Po za tym policja oczekuje na policjantów, „generały strażackie” na drużynę pożarniczą, słowem każdy na jakichś swych faworytów.

Wreszcie żywiołowo witany w doskonałej formie i świetnym tempie staje na mecie 42 pp, który choć z góry wiadomo, że pierwszego miejsca nie zdobędzie, może być pewien najlepszego czasu.

Kielce aż trzęsą się, witając swoich legunów, którzy stają na mecie wkrótce po 42 pp, Zjawiają się następnie dzieci Warszawy 21 pp, nierozłącznie maszerujące stale pułki lwowskie 40 i 19, dalej Baon Manewr. i przyszły zwycięzca marszu 33 pp .

Idą strzelcy!

Wśród niebywałego entuzjazmu prowadzi Janicki swe „Orlęta’”, które rzeczywiście idą jak stara wiara. Wrażenie ich pięknej formy i wspaniałego tempa potęguje jeszcze zeznanie, że przecież minęły one przynajmniej pięć drużyn wojskowych, które ze startu wyszły przed nimi. To też nie żałują im kwiatów i owacyj.

Nową falę entuzjazmu wzbudza Straż Gran. z Poznania. Potem przybywa 22, wicemistrz marszu na dwóch pierwszych etapach, 5 psap i 55 pp.

Serię drużyn strzeleckich rozpoczyna Piotrków, za nim z okrzykiem na cześć Marszałka Piłsudskiego przybywa Lublin, po czym imponuje swą formą Radom. Jego przyjaciół dręczy niepokój. Nowicki przyszedł z laską, czy aby za to nie policzą punktów karnych.

Przychodzi Łódź, Kalwaria, 32 pp.

Wzdłuż ulicy przelata wiadomość: idzie Warszawa. Rzeczywiście połączone siły Powązek i Śródmieścia zmogły jeszcze kilka zespołów i stanęły na mecie jako 19 z kolei drużyna, chociaż z Jędrzejowa wyruszyły jako przedostatnia, czyli 47.

Zwycięzców witają taką ilością kwiatów, iż wkrótce, bez przesady mówiąc, szło się do mety po kwiatach.

Częstochowa przychodząc w doskonałej formie, pewną ręką zagarnia po raz trzeci puchar Muszkieta. Tłumy miejscowych strzelców, niosąc na ramionach wśród okrzyków sympatii drużynowego kieleckiej drużyny, poprzedzają jej przybycie, zwiastowane już z daleka falami szczególnie intensywnych oklasków i owacyj. Potem znów mamy okazję do zachwytu nad formą Nowego Sącza, który na trzecim etapie jest jednym z najlepszych zespołów. Żółkiew straciła na minie, ale nie straciła na czasie. 35 pp na odwrót. Przybywa na metę z okrzykiem na cześć Marszałka Piłsudskiego, ale ma najgorszy wśród drużyn wojskowych czas.

Orkiestra coś gra szczególnie głośno, aha, to idzie Hrubieszów, swój swego z daleka poznał.

Witamy następnie Suchedniów, wyrażamy szczególną sympatję dla Płońska, jedynego reprezentanta hufców szkolnych, oklaskujemy kresowy Kowel.

A oto nadchodzi Zw. Młodz. Ludowej, jedyny na tym marszu obrońca sławy lwowskiego pw.

A oto dalsza litania drużyn, które zmógłszy zmęczenie i wielką, 122 km, przestrzeń, w skwarne sierpniowe południe, dochodziły do mety: Zw. Rez. Zagożdżon, Wadowice, Tustanowice, Drohobycz, Policja warszawska, Opoczno, Włoszczowa, Mława, Łuków i Jędrzejów.

Kiedy w oddali ujrzeliśmy granatowe mundury fabryki karabinów maszynowych, każdy zrozumiał, że VI Marsz Szlakiem Kadrówki skończył się.

Sb.

WYNIKI III ETAPU

Jędrzejów Kielce 38 km.

Klasyfikacja drużyn PW.

Kolejność według uzyskanego czasu

1) Strzelec Orlęta Kraków 6 pkt. 4:40:00

2) Strzelec Warszawa 6 pkt. 4:50:01

3) Strzelec Łódź miasto 6 pkt. 4:56:28

4) Strzelec Częstochowa 6 pkt, 5;04;34:

5) Strzelec Suchedniów 6 pkt. 5:04:47

6) Strzelec Limanowa 6 pkt, 5:07:54

7) Straż pożarna Rejów 6 pkt, 5:26:15

8) Strzelec Łuków 6 pkt. 5:32:56

9) Strzelec Włoszczowa 6 pkt. 5:37:18

10) Strzelec Kowel 4 pkt. 5:11:07

11} P. W. Płońsk 4 pkt. 5:11:30

12) Strzelec Wadowice 4 pkt. 5:11:40

13) Zw. Mł. Lud. Lwów 4 pkt. 5:12:25

14) Strzelec Zagożdżon 4 pkt. 5:27:34

15) Strzelec Radom 4 pkt. 5:56:12

16) Strzelec Opoczno 3 pkt. 5:24:33

17) Strzelec Nowy Sącz 2 pkt. 4:55:48

18) Strzelec Lublin 0 pkt. 4:47:06

19) Strzelec Kielce 0 pkt. 4:55:55

20) Strzelec Hrubieszów 0 pkt, 5:04:36

21 ) Strzelec Tustanowice 0 pkt. 5:19:51

Odpadł: Strzelec Krasnystaw.

Zdyskwalifikowano: za maszerowanie w pantoflach drużyny strzeleckie: Jędrzejów, Sosnowiec i Wieliczkę

Kolejność według uzyskanego czasu

1) Strzelec Orlęta Kraków 4:40:00

2) Strzelec Lublin 4:47:06 

3) Strzelec Warszawa 4:55:01

4) Strzelec Nowy Sącz 4:55:48

5) Strzelec Kielce 4:55:55

6) Strzelec Łódź miasto 4:56:28

7) Strzelec Częstochowa 5:04:34

8) Strzelec Hrubieszów 5:04:36

9) Strzelec  Suchedniów 5:04:47

10) Strzelec Limanowa 5:07:54

Klasyfikacja drużyn starszych

1) Policja Warszawa 6 pkt. 5:27:04

2) Fabryka karabinów Warszawa 6 pkt. 5:50:54

3) Straż Gran. Poznań 4 pkt. 4:37:33

4) Strzelec Piotrków 4 pkt. 4:48:03

5) Straż graniczna Góra Kalwaria 4 pkt, 4:54:03

6) Strzelec Żółkiew 4 pkt. 5:10:48

7) Kol. PW Kowel 4 pkt. 5:19:12

8) Strzelec Mława 4 pkt. 5:29:10

9) Kol. PW Katowice 0 pkt. 4:59:57

10) Zw. Rezerwistów Zagożdżon 0 pkt. 5:19:31

Kolejność według uzyskanego czasu

1) Straż Graniczna Poznań 4:37:33

2) Strzelec Piotrków 4:48:03

3) Straż Graniczna Góra Kalwaria 4:54:03

4) Kol. PW Katowice 4:59:54

5) Strzelec Żółkiew 5:10:48

6) Kol. PW Kowel 5:19:12;;

7) Zw. Rezerw. Zagożdżon  5:19:31

8) Policja Warszawa 5:27:04

9) Strzelec Mława 5:29:10

10) Fabryka karabinów Warszawa. 5:50:54

Klasyfikacja wojskowa

1) 33 pp Łomża 6 pkt. 4:45:29

2) Baon Man, Rembertów 6 pkt. 4:47:01

3) 5 psap Kraków 6 pkt. 4:49:06

4} 56 pp Krotoszyn 6 pkt. 4:50:07

5) 22 pp Siedlce 6 pkt. 4:53:tó

6) 35 pp Brześć 6 pkt. 5:24:10

7) 42 pp Białystok 4 pkt. 4:28:06

8) 21 pp Warszawa 4 pkt. 4:32:36

9) 32 pp Modlin 4 pkt, 5:07:46

10) 40 pp Lwów 2 pkt. 4:36:08

11) 19 pp Lwów 2 pkt. 4:39:23

12) 4 pp leg. 0 pkt, 4:35:20

Kolejność według uzyskanego czasu

3) 42 p.p. Białystok 4:28:26

2) 21 p.p. Warszawa 4:32.36

3) 4 p.p. Leg. Kielce 4:35:20

4) 40 p.p. Lwów 4:36:08

5) 19 pp. Lwów 4:39:23

6) 33 p.p. Łomża 4:45:29

7) Baon Manewr Rembertów 4:47:01

8) 5 p sap Kraków 4:49:06

9) 56 p.p. Krotoszyn 4:50:07

10) 22 p.p. Siedlce 4:53:16

Kolejność drużyn kompletnych

1) Strzelec Orlęta Kraków 4:40:00

2) 33 pp Łomża 4:45:29

3) Baon Manewr. Rembertów 4:46:01

4) 5 psap Kraków 4:44:06

5) Strzelec Warszawa 4:50:0r

6) 56 pp Krotoszyn 4:50:07

7) 22 pp Siedlce 4:53:16

8) Strzelec Łódź 4:56:28

9) Strzelec Częstochowa 5:04:34

10) Strzelec Suchedniów 5:04:47

11) Strzelać Limanowa 5:07:54

12) 35 pp Brześć 5:24:10

13) Straż Pożarna Rejów 5:26:15 ;

14) Policja Warszawa 5:27:04

15) Strzelec Łuków 5:32:56

16) Strzelec Włoszczowa 5:37:18

17) Fabryka Karabinów Warsz. 5:50:54

Ogólna kolejność według uzyskanego czasu

1) 42 pp Białystok 4:28:26

2) 21 pp Warszawa 4:32:36

3j 4 pple. Kielce 4:35:20

4) 40 pp Lwów  4:36:08

5) Straż Graniczna Poznań 4:37:33

6) 19 pp Lwów 4:39:23

7) Strzelec Orlęta Kraków 4:40:00

8) 33 pp Łomża 4:45:29

9) Baon Manewr. Rembertów 4:47:01

10) Strzelec Lublin 4:47:06

11) Strzelec Piotrków 4:48:03

12) 5 psap Kraków 4:49:06

13) Strzelec Warszawa 4:50:01

14) 56 pp Krotoszyn 4:50:07

15) 22 pp Siedlce 4:53:16

16) Straż Gran. Góra Kalwarja 4:54:03

17) Strzelec Nowy Sącz 4:55:48

18) Strzelec Kielce 4:55:55

19) Strzelec Łódź 4:56:28

20) Kol. PW Katowice 4:59:57

Wyniki marszu kobiecego

Miąsowa- Kielce:

1) Strzelczynie Kraków 3:24:47

2) Strzelczynie Kielce 3:34:01

3) Strzelczynie Hrubieszów

(brak jednej zawodniczki) 3:32:58

Kolejność według uzyskanego czasu

1) Straż Graniczna Poznań 4:37:33

2) Strzelec Piotrków 4:48:03

3) Straż Graniczna Góra Kalwaria 4:54:03

4) Kol. PW Katowice 4:59:54

5) Strzelec Żółkiew 5:10:48

6) Kol. PW Kowel 5:19:12

7) Zw. Rezerw. Zagożdżon 5:19:31

8) Policja Warszawa 5:27:04

9) Strzelec Mława 5:29:10

10) Fabryka karabinów Warsz. 5:50:54

Klasyfikacja wojskowa

1) 33 pp Łomża 6 pkt. 4:45:29

2) Baon Man. Rembertów 6 pkt. 4:47:01

3) 5 psap  Kraków 6 pkt. 4:49:06

4} 56 pp Krotoszyn 6 pkt. 4:50:07

5) 22 pp Siedlce 6 pkt. 4:53:10

6) 35 pp Brześć 6 pkt. 5:24:10

7) 42 pp Białystok 4 pkt. 4:28:06

8) 21 pp Warszawa 4 pkt. 4:32:36

9) 32 pp Modlin 4 pkt, 5:07:46

10) 40 pp Lwów 2 pkt. 4:36:08

11) 19 pp Lwów 2 pkt. 4:39:23

12) 4 pp leg. 0 pkt, 4:35:20

Kolejność według uzyskanego czasu

1) 42 pp Białystok 4:28:26

2) 21 pp Warszawa 4:32.36

3) 4 pp Leg. Kielce 4:35:20

4) 40 pp Lwów 4:36:08

5) 19 pp Lwów 4:39:23

6) 33 pp Łomża 4:45:29

7) Baon Manewr Rembertów 4:47:01

8) 5 p sap Kraków 4:49:06

9) 56 pp Krotoszyn 4:50:07

10) 22 pp Siedlce 4:53:16

Kolejność drużyn kompletnych

1) Strzelec Orlęta Kraków 4:40:00

2) 33 pp Łomża 4:45:29

3) Baon Manewr. Rembertów 4:46:01

4) 5 psap Kraków 4:44:06

5) Strzelec Warszawa 4:50:0r

6) 56 pp Krotoszyn 4:50:07

7) 22 pp Siedlce 4:53:16

8) Strzelec Łódź 4:56:28

9) Strzelec Częstochowa 5:04:34

10) Strzelec Suchedniów 5:04:47

11) Strzelec Limanowa 5:07:54

12) 35 pp Brześć 5:24:10

13) Straż Pożarna Rejów 5:26:15

14) Policja Warszawa 5:27:04

15) Strzelec Łuków 5:32:56

16) Strzelec Włoszczowa 5:37:18

17) Fabryka Karabinów Warsz. 5:50:54

Ogólna kolejność według uzyskanego czasu

1) 42 pp Białystok 4:28:26

2) 21 pp Warszawa 4:32:36

3j 4 ppleg Kielce 4:35:20

4) 40 pp Lwów  4:36:08

5) Straż Graniczna Poznań 4:37:33

6) 19 pp Lwów 4:39:23

7) Strzelec Orlęta Kraków 4:40:00

8) 33 pp Łomża 4:45:29

9) Baon Manewr. Rembertów 4:47:01

10) Strzelec Lublin 4:47:06

11) Strzelec Piotrków 4:48:03

12) 5 psap Kraków 4:49:06

13) Strzelec Warszawa 4:50:01

14) 56 pp Krotoszyn 4:50:07

15) 22 pp Siedlce 4:53:16

16) Straż Gran. Góra Kalwaria 4:54:03

17) Strzelec Nowy Sącz 4:55:48

18) Strzelec Kielce 4:55:55

19) Strzelec Łódź 4:56:28

20) Kol. PW Katowice 4:59:57

Wyniki marszu kobiecego Miąsowa – Kielce:

1) Strzelczynie Kraków 3:24:47

2) Strzelczynie Kielce 3:34:01

3) Strzelczynie Hrubieszów (brak jednej zawodniczki) 3:32:58

Miechów sabotujący.

Zabity deskami od szerszego świata Miechów nigdy jakoś nie dał się rozkołysać rytmowi Kadrówki. Nigdy goręcej, serdeczniej, bliżej nie zainteresował się marszem, nie zdobył się na trochę ciepła w stosunku do jego uczestników. Poza poprawnym, a nawet przychylnym, stanowiskiem miejscowych władz, stała zawsze obojętność ospałego i apatycznego społeczeństwa.

 To też w pamięci bywalców marszowych obok serdecznej gościnności Słomnik, Jędrzejowa czy Chęcin Miechów jest odnotowany w barwach niemiłych, jako miejscowość gdzie zgodnie z regulaminem nocuje się po to, by nazajutrz rano z satysfakcją opuścić ją.

Ale w tym roku Miechów przewyższył sam siebie. Nie wiemy czemu to przypisać, czy poważnym wpływom Obwiepolu, który niedawno właśnie w Miechowie odbywał swój zjazd lokalny, czy też słabym wpływom miejscowych władz administracyjnych, dość, że w całym szeregu wypadków osobom zgłaszającym się na wyznaczone kwatery odmawiano ich, pomimo wyraźnego polecenia władz.

Działo się to zresztą nie tylko w stosunku do oficerów strzeleckich ale również w odniesieniu do oficerów Wojska Polskiego.

Skandaliczny sabotaż ze strony pewnych sfer miejscowego społeczeństwa posunął się tak daleko że odmowa przyjęcia na kwaterę spotkała nawet przedstawiciela Państwowego Urzędu W F i PW mjr. Bobrowskiego.

Niebywałemu skandalowi kwaterunkowemu, któremu zapobiegliwa troskliwość miejscowych czynników mogła zawczasu zaradzić, kres położyła dopiero energiczna interwencja I-go zastępcy Komisarza Głównego ob. Naimskiego u starosty Pokowskiego: konferencja p. starosty z komendantem PKU i Policji Państwowej

Można zrozumieć pewną niechęć w stosunku do osób innych przekonań politycznych. Trudno jednak pojąć jak Polak może odmówić kwatery oficerowi polskiemu w czasie ćwiczeń wojskowych, a Kadrówka jest właśnie  swego rodzaju manewrami PW.

 Sabotażem kwaterunkowym Miechów splamił się w opinii publicznej i jeśli jest jaka dobra w tym wszystkim strona, to chyba nadzieja, że być może w roku przyszłym zechce się on zrehabilitować i zejdzie wreszcie z drogi obojętności dla Kadrówki, która objawiła się nie tylko w sprawie kwater.

Oto bowiem samorząd Miechowski był jedynym, który odmówił miejscowemu Komitetowi Obywatelskiemu jakiejkolwiek bądź subwencji na organizację Kadrówek, proponując odwołanie się do ofiarności publicznej w drodze …zbiórki ulicznej.

W Miechowie nie dobrze…

Na tak ciemnym tle z przyjemnością odnotowujemy, że i w tym roku sprawnie funkcjonował w Miechowie na mecie punkt odżywczy pod niezmordowanym przewodem p, Kuleszyny i przy dzielnej pomocy miejscowego oddziału PW kobiet.

MIGAWKI MARSZOWE

WEWNĘTRZNE SPRAWY ZAGOŻDŻONU

Odkąd szlak szlakiem towarzyszą marszowi. Czasami jako prywatni, nikogo nieobchodzący goście, Czasami jako wspaniałomyślnie przez regulamin uznani „opiekunowie drużyn o wyznaczonej „prawem marszowem roli Czasami dostanie im się przydomek „nianiek” i „mamek”. A jak w tym roku, regulamin odgrażał się, że ich na szlaku nie ścierpi.

Ale oni są zawsze Kadrówce wierni. To fanatycy marszowi, przywiązani przyjaciele i opiekunowie swych oddziałów strzeleckich, towarzyszący ich drużynom marszowym, przez trzy dni żyjący w gorączce walki i niemal fizycznie cierpiący wszystkie bóle swych drużyn.

Ci opiekunowie, ród swój wywodzą ze starych strzelców, legunów, weteranów szlaku, a czasami tylko osób blisko ze związkiem współpracujących, sami nieraz nie spostrzegają, jak wszystkiemi nerwami i całą wolą biorą udział w znojnym wysiłku swych strzelców. Jakieś tajemnicze zrządzenia losów kazały mi już po raz drugi odbyć Kadrówkę w towarzystwie „nianiek” podokręgu radomskiego. W roku ubiegłym gościłem ob. Pełczyńskiego, w tym roku sam byłem gościem w „Chryslerze” przemiłego „Maharadży” p. Żołędziowskiego z Radomia. Jechaliśmy z kpt. Goszczyńskim, który razem z żoną przybył na szlak gwoli roztoczeniu opieki nad dwoma swymi drużynami z Zagożdżonu.

O Zagożdżonie wiedziałem tyle tylko, że jest tam fabryka prochu oraz muszą być strzelcy i Zw. Rezerwistów, skoro wysłali oni drużyny na Kadrówkę.

W miarę jednak, jak rosła ilość przebytych kilometrów, wzrastało nasze zainteresowanie „zagożdżonami”.

Bywają „opiekunowie”, chełpiący się swymi pupilami. Tacy są pewni ich zwycięstwa, choćby szli, jak żółwie. ,,Oni jeszcze pokażą, wy ich zobaczycie”. A jeśli nie ,,pokazali , jeśli nie „zobaczyliście”, to winę ponosi—z zasady—regulamin, sędziowie, kontrolerzy, niebo, ziemia i ta szosa, na której poodparzali sobie nogi.

Bywają „opiekunowie , otaczający swych pupiiów przesadną troskliwością. Oni przygotowują pokoje w hotelach, staluje obiady w restauracjach, sprowadzają masażystów itd.

Takie ,,pyszałki” i „niańki dla swych drużyn nie zdobywają sympatii.

Ale są i inni opiekunowie. Ci nigdy nie chwalą swych chłopców. Nie stwarzają wokół nich atmosfery podniecenia i sztucznego zainteresowania. O tym, jak bardzo ich obchodzi los drużyny, dowiedzieć się możemy z tego najwyżej, że chodzą pochmurni, jeśli nie przybywa ona, a promienieją radością, gdy zobaczą, że idzie w komplecie i raźno.

Tacy opiekunowie nie wołają masażystów i felczerów, tylko sami zakasują rękawy i na punkcie odpoczynkowym za bierają się do opatrywania brudnych, spoconych nóg swych chłopaków, byle im ulżyć, byle ułatwić dalszą drogę.

Tacy opiekunowie obmyślają przez całą drogę, coby im dać do zjedzenia, żeby

i pożywnie było i lekko.

,,A może jajeczka?

,,Czy lepiej winka?

A skoro drużyna przybywa z czeluści auta ukazują się różne zapasy i opiekunowie każdego sami nakarmią, każdym się zajmą. Z takimi opiekunami Zagożdżonu, powodującymi się serdeczną, ale nie przesadną troskliwością o drużynę, a jednocześnie dostrzegającymi nie tylko dodatnie, ale i ujemne jej strony odbyłem Kadrówkę i trudno mi się dziwić, że już pierwszego dnia byłem nie mniej „zagożdżonem”, jak ,,warszawianinem”.

A trzeba przy tym powiedzieć, że o ile ze strzelcami nie mieliśmy wiele kłopotu, szli karnie, równo i w komplecie, to Zw. Rezerwistów popsuł nam sporo krwi.

Już zaraz za Krakowem okazało się, że Nr, 37 Strzelcy Zagożdżon maszerują, a Nr. 38 Zw. Rezerwistów jakoś nie wi dać. Wreszcie po długiem oczekiwaniu są.

„Nie chodzi mi o czas woła kpt. Goszczyński—żebyście mi tylko doszli!”

Z „czasem na razie było gorzej, ale jeszzcze gorzej było z ludźmi. Trzech już odpadło! Za to pozostała dziesiątka pociągnęła mocno.

W Miechowie okazało się, że strzelcy doszli w 6:43:26 , a wkrótce przybyli i rezerwiści w 6:44:29 . Nie jest więc źle!

No, ale powiadają sobie rezerwiści, nie możemy być gorsi od strzelców.

I nazajutrz zarywają sobie tempo.

Właśnie doganiamy ich w aucie. Coś jednak musiało się popsuć, bo już z daleka widzimy jakąś konsternację.

„Co jest?”

                       „A ta ci cholera iść dalej nie może!”

Rzecz całkiem straszna, gdyż odpadnięcie dziesiątego zawodnika przekreśla „karierę” zespołu,

„Musimy go zostawić”,

,,No i co wam z tego przyjdzie?”

„To i prawda, w dziewięciu nie ma co dalej iść”.

 „A więc siadajcie w rowie i czekajcie aż wydobrzeje i będzie mógł dalej iść”.

 „Strzelcy maszerują!”, dorzuciliśmy chytrze na odjezdnem, zostawiając rezerwistów w rowie.

Kpt. Goszczyński milczy wprawdzie, ale czuję, że kląłby po dorożkarsku. Kapitanowa decyduje się całą swą troskliwość skoncentrować na pozostałe swe „pisklęta” i czeka na nie w Jędrzejowie z kwiatami. O rezerwistach ani na wet myślimy, kto został w rowie ten się nie liczy.

Są strzelcy. Czas 6:21:07 .

Przyglądamy się przybywającym następnie drużynom od niechcenia, myśląc coraz poważniej o tem, że obiad w „Barze Polskim” zupełnie by nie zawadził. Wtem przez kpt. Goszczyńskiego jakby prąd elektryczny przeszedł.

„Rezerwa idzie!”.

I przyszła. Co prawda w 7:05:42 , ale przyszła. W rowie przydrożnym gdzieś za Wodzisławiem rozegrał się cichy dramat.

„Jak my wrócimy do domu?

„Z jakimi czołami będziemy chodzić po Zagożdżonie, jeżeli ci smarkacze Strzelcy dojdą, a my, stara wiara zostaniemy”.

I rada w radę zdecydowali iść.

Pod znakiem walki ze Strzelcami przeszedł i trzeci dzień. Drużyna, która wydawała się już rozbitą wytrwała i doszła.

Była to zupełnie wewnętrzna sprawa Zagożdżonu, zapewne nie zwrócilibyśmy na nią nawet uwagi, gdybyśmy nie jechali razem z kpt. Goszczyńskim. Ale ten drobny epizodzik marszowy jest jaskrawym świadectwem ile sił i energii może wydobyć ambicja i lokalna rywalizacja. Strzelcy doszli do mety w 18:32:07, rezerwiści w 19:05:32 , a więc w czasie o pól godziny gorszym, ale doszli i na pewno obiecują, że za rok będą pierwsi. Zresztą o tym, co się obecnie dzieje w Zagożdżonie dowiemy się napewno wkrótce z korespondencji.

Sb.

Junak : tygodniowy ilustrowany organ Woj. Komit. W. F. i P. W. Poznań-Toruń. R.1 (10), 1929, nr 32

Po wielkim wyczynie sportowym

Wrażenia z VI Marszu Szlakiem Kadrówki

Dr. Józef Mazurek,

Centr. Wojsk. Szk. Wych. Fiz.

Podajemy poniżej artykuł, sądząc, że uwagi w nim zawarte przyczynią się do postawienia organizacji przyszłych „Marszów Szlakiem Kadrówki” na poziomie jaki się należy tej najpoważniejszej imprezie marszowej w kraju. Redakcja,

Po raz szósty drużyny wojskowe, przysposobienia wojskowego oraz poszczególnych organizacji przemierzyły stopami historyczny szlak 122 km, Kraków—Miechów—Jędrzejów—Kielce. Wśród zespołów wojskowych zwyciężył 33 pp (Łomża), wśród drużyn przysposobienia wojskowego w kategorii wieku 20—22 lat. Orlęta z krakowskiego oddziału Strzelca, a w kategorii od 23—32 lat Policja Państwowa z Warszawy. Liczne nagrody czekały na zwycięzców w Kielcach.

Poza zwycięską drużyną w każdej kategorii zostało nagrodzonych kilka następnych. Po za tym otrzymały nagrody za najlepszy czas w swojej kategorii drużyny: 42 pp z Białegostoku, Straży Granicznej z Poznania i Strzelca z Lublina. Za stylowy marsz i najlepszą formę otrzymała piękną nagrodę drużyna Straży Granicznej z Poznania.

Reszta drużyn musiała się zadowolić oklaskami zgromadzonej na mecie publiczności i serdecznem przyjęciem, zgotowanem im przez przyjaciół, kolegów i sympatyków. Przebycie marszem 122 km nawet nie w czasie zwycięskim należy zaliczyć do pięknych wyczynów sportowych, dokonanych przy tym przez rzesze drużyn, które często ze względu na zajęcia zawodowe trenowały po pracy całodziennej, a nie raz o głodzie i nieomal, że boso. To też nawet drużyny wmaszerowujące do Kielc na szarym końcu mogły były otrzymać nagrody za swój naprawdę piękny wyczyn sportowy przynajmniej W postaci dyplomu.

Szarym bohaterom cześć!

Przechodząc z kolei do organizacji i przeprowadzenia marszu trzeba stwierdzić kilka zasadniczych błędów.

Nowy regulamin marszu opracowany i wydany zbyt, późno, bo w lipcu b. r. wprowadził kilka ważnych zmian, a mianowicie:

1. podzielił startujące drużyny na wojskowe i dwie kategorie przysposobienia wojskowego od 20—22 lat i od 23—32 lat;

2. zabronił biegu tak zespołowego, jak i indywidualnego;

3. dopuścił odpadnięcie w czasie marszu w drużynie nawet 3 zawodników, przy czym za każdego zawodnika, ponad 10 przychodzącego do mety, miały być liczone punkty dodatnie.

Zbyt ogólnikowe określenia regu laminu oraz szereg niedomówień przy kompletnym braku szczegółów zmusiły organizatorów marszu do interpretacji regulaminu, często tak dowolnej i nieszczęśliwej, że powstawały istne nonsensy sportowe. A jak często zdarzało się tak dowolnie interpretować świadczy następujący wypadek: stwierdzono, że drużyno wy N. tej drużyny ma nieprzepisowe obuwie, a ponieważ regulamin nie daje wskazówki, jak należy postąpić w takim przypadku, poprostu zdyskwalifikowano drużynowego.

Czy ukaranie punktem karnym drużyny nie byłoby, aż nadto wystarczające, a w każdym razie, czy regulamin powinien o tem milczeć?

Swobodna interpretacja organizatorów marszu przejawiła się także w startowaniu drużyn.

Start w Krakowie odbył się w porządku, podług kolemości numerów drużyn, lecz już na II etapie w Miechowie wystartowano najpierw drużyny wojskowe, a po kilkuminutowej przerwie drużyny przysposobienia wojskowego, przyczem start rozpoczęto od wysokich numerów.

Dlaczego nie wystartowano w kolejności przyjścia do mety w dniu poprzednim, jeśli już nie w kolejności osiągniętych na I etapie czasów?

Rezultatem tak wadliwego wystartowania było to, że najlepsze drużyny PW, jak drużyny Straży Granicznej, Orląt krakowskich, Strzelca z Lublina i kolejarzy musiały nie tylko walczyć z kilometrami i kiepską szosą, ale zajmować się omijaniem słabszych drużyn, często rozciągniętych na całą szerokość szosy. Czy w ten sposób polepsza się wyniki marszu, że zmusza się jedną z najlepszych drużyn do wyminięcia trzydziestu kilku drużyn na II etapie Miechów—Jędrzejów i jeszcze kilku nastu na III etapie Jędrzejów—Kielce wskutek jeszcze raz zmienionej kolejności startowania na tym etapie?

Nikt nie żąda przywilejów dla dobrych drużyn, lecz nie trzeba także utrudniać i podwajać ich pracy tylko dlatego, że przeszły one sumienny trening i szybko maszerują.

Sprawiedliwy start według kolejności osiągniętych czasów, a nawet kolejności przybycia do mety z poprzedniego dnia dałby przedewszystkim walkę równych z równymi, nie stwarzając przytem nowych przeszkód do osiągnięcia najlepszego wyniku.

Jednak szczytem nonsensu sportowego, powstałego na tle dowolnej interpretacji organizatorów marszu, niedomówień nowego regulaminu, było klasyfikowanie drużyn, tak na poszczególnych etapach, jak i na całym szlaku marszu.

Nowy regulamin mówi o klasyfikowaniu tylko tyle, że drużyna zakażdego zawodnika przybyłego do mety ponad przepisową liczbę 10-ciu otrzymuje punkty dodatnie. Ani słowa więcej na ten temat, jak również ani słowa o punktowaniu za prze kroczenia w czasie marszu. Tajemniczość punktów dodatnich wyjaśniła się dopiero po przebyciu I-go etapu, Tu okazało się, że organizatorzy marszu dowolnie uzupełnili regulamin i za podstawę klasyfikacji wzięli przede wszystkim liczbę ludzi w drużynie. Czas decydował dopiero z chwilą jednakowej liczby zawodników w drużynach.

W ten sposób drużyna z 12 zawodników, przychodząca do mety w pięknej formie i jak najlepszym czasie, zostaje sklasyfikowana jako bezapelacyjnie gorsza od drużyny, przychodzącej w parę godzin później, nie omal w spacerowem tempie, ale w 13 ludzi!

Z punktu widzenia sportowego jest to oczywisty nonsens, bo w ten sposób drużyna idąca nawet z szybkością 3—4 km na godzinę, ale w 13 ludzi będzie zawsze lepiej sklasyfikowana aniżeli drużyna w 12 ludzi, maszerująca z szybkością 9 km, na godzinę.

Twórcy nowego regulaminu oficjalnie porzucili starą zasadę, że drużyna musi przyjść do mety w 13 ludzi, lecz nie doszli do nowej zasady, zatrzymując się w pół drogi, by z chwilą pierwszych trudności na trasie wrócić do dawnego regulaminu i na I-em miejscu postawić bezapelacyjnie drużynę z 13 ludzi. Lecz przecież ta przewaga drużyny z 13 ludzi nie może być aż tak nieograniczona i regulamin powinien wyraźnie określić granicę jej wyższości nad drużyną z 12 ludzi. Regulamin może np określić, że z chwilą odpadnięcia na etapie 1—2—3 zawodników, drużynie dolicza się czas karny 0,5 godziny na zawodnika, na tym etapie oraz tyleż na pozostałych. W ten sposób jeśli drużyna przychodzi do mety już na I etapie w 10 ludzi, to dolicza jej się na tym etapie ]0,5 X 3 = 1,5 godziny karnego czasu oraz 3 godziny za następne 2 etapy po 1,5 godziny na każdy.

Można pozostać i przy zasadzie, że zwycięską jest drużyna z najmniejszą ilością punktów karnych, lecz wtedy trzeba określić dla każdej kategorii czas, w którym bezwzględnie drużyna musi przyjść do mety, dając za każde całych 15 minut przekroczenia tego czasu po 0,5 punktu karnego, a za stracenie jednego zawodnika 1 punkt karny na etapie.

Słabym punktem organizacji marszu był skład sędziów—kontrolnych, przydzielonych do drużyn. Część z nich wogóle nie nadawała się do tych funkcyj. Tabliczka czekolady lub paczka papierosów a może i pogróżka wystarczyły, że sędzia-kolarz nie tylko nie widział podbiegania lub rozciągnięcia się drużyny, ale nawet przewożenia osłabionego zawodnika i wstawiania go później przed metą do drużyny. Takie postępowanie jednej z drużyn przypadkowo wyszło na jaw w II etapie i drużyna została zdyskwalifikowana Do marszu szlakiem kadrówki muszą być sędziowie odpowiedzialni, jak to jest w innych działach sportu. Niemniej pustą formalnością było stwierdzanie formy zawodników, przychodzących do mety w Kielcach..

Zawodnik, który ustał na nogach w miejscu 5—7 sekund po przybyciu do mety, ustał niekiedy przy pomocy amoniaku lub chwiejąc się uważany był za przychodzącego w dobrej formie, a odprowadzony przez kolegów o kilkadziesiąt kroków dalej na miejsce posiłku, walił się jak snop na ziemię.

Zrozumiałym jest dla mnie to zemdlenie zawodnika, który dał ze siebie wszystko, lecz po co bawić się w pustą formalność stwierdzania „dobrej” formy zawodników. Jeśli już stwierdzać ją, to robić to na trasie, albo nie robić wcale!

A teraz co do samego marszu. Drużyny biorące udział w marszu szlakiem kadrówki, ze względu na większość wysiłku, powinny być bardzo starannie i odpowiednio przygotowane. Dobór odpowiednich ludzi, dobra technika marszowa, a więc od powiednia praca rąk, nóg i tułowia, racjonalne ułożenie treningu, tryb życia, odżywianie, odpowiednie obu wie i szereg innych rzeczy mają ważne znaczenie, jeśli chodzi o wynik.

O ile przygotowanie treningowe do wysiłku u szeregu drużyn było nawet dość dobre, co się odbiło na dobrej formie tych drużyn przychodzących do mety, to poziom techniki marszowej na ogół był niewysoki.

Zła praca rąk i tułowia raczej zatrzymywała zawodnika niż pomagała posuwaniu się wprzód, krok przeważnie za mały w stosunku do wzrostu. Wszystkie drużyny za wyjątkiem drużyny Straży Granicznej z Poznania, a na III etapie i drużyny kolejarzy, maszerowały w kolumnie czwórkowej, najmniej nadającej się do marszu po szosie, jak ze względu na ścieśnienie maszerujących, tak i ze względu na ostrość i nierówność szosy w środkowym jej pasie; kolumna dwójkowa z ustawieniem słabszych w środku i na lepszym pasie szosy jest najbardziej odpowiednią. Nieodpowiedniem było także pozostawianie słabszych w ostatniej czwórce lub maszerowanie drużynowego daleko na przodzie.

Pod względem stylu marszu jednolicie przedstawiała się drużyna Straży Granicznej z Poznania, mając dobrą pracę rąk i tułowia oraz długi krok — odpowiednio do wzrostu. Krok ten mógłby być jeszcze wydłużony przez zmianę niskich zawodników tej drużyny na zawodników o wzroście czołowej czwórki.

Wrażenie ogólne, jakie się odnosi z VI Marszu Szlakiem Kadrówki to to, że tej imprezie sportowej, w wielkim stylu imprezie sportowej, obok historycznego szlaku, na którym się ona odbywa, należy dać dobrą i sprawną organizację sportową, taką, jaka się słusznie należy tym największym zawodom marszowym w Polsce. Niemniej ważnym zadaniem dla miarodajnych czynników będzie zająć się wydaniem odpowiednich instrukcji z zasadami techniki marszu i zaprawy, jak do marszu szlakiem kadrówki, tak i do marszów jednoetapowych, by praca młodzieży i stowarzyszeń, idąca w tym kierunku, nie poszła na marne.

Poznań w sierpniu 1929 r.