ROK 1931: VIII Marsz Szlakiem Kadrówki
Strzelec : organ Związku Strzeleckiego. R.11 (1931), nr 32 9 sierpnia
KRAKÓW W SIERPNIOWA ROCZNICĘ
4 i 5 sierpnia…. Gród podwawelski staje się wielkim obozowiskiem. Przed kilkoma dniami cicho i pusto było na ulicach. Słońcem nie można cieszyć się w mieście. Kto mógł, umknął na wieś. Dziś — ruch olbrzymi i gwar. Miasto tętni pełnym i niecodziennym życiem.
Nieczęsto Kraków może radować się takimi gośćmi jak dziś. Maszerują drużyny strzeleckie, które przybyły tutaj ze wszystkich stron kraju. Wśród nich — drużyny wojskowe, które również wezmą udział w tradycyjnym „Marszu Szlakiem Kadrówki“. Ciągną w kierunku Komendy Placu, by stamtąd udać się na kwatery. Tam jeszcze dużo trzeba uskutecznić przygotowań przed marszem.
Na miasto wyległy tłumy publiczności. Każdy chce ujrzeć szare mundury strzeleckie. Przecie ci młodzi strzelcy przy byli tu, by uczcić pamięć bohaterskiego czynu Pierwszej Kadrowej. Jutro wymaszerują z tych samych Oleandrów, z których pierwsi legioniści wyruszyli. Tym samym szlakiem maszerować będą w kierunku Kielc, co i bohaterowie, którzy zdobyli się na przejście od marzeń i tęsknot niepodległościowych do zbrojnej walki o wolność. Przecie są tych bohaterów ideowymi spadkobiercami.
Niektórzy z komendantów drużyn strzeleckich, które jutro staną na starcie, wykorzystują wolne chwile, by pokazać swoim strzelcom piękno i zabytki Krakowa.
W przeddzień rocznicy sierpniowej, po uroczystym nabożeństwie odbywa się defilada. Dziarskim krokiem maszerują w kolumnach krzepcy i pełni zdrowia zawodnicy przed przedstawicielami miejscowego społeczeństwa, oraz władz administracyjnych, wojskowych i samorządowych.
Krakowianie przyglądają się defiladzie z zachwytem.
Zawodnicy wybrani są z pośród tysiąca swoich kolegów. Są najsilniejszymi piechurami i najlepszymi strzelcami. Przeszli eliminacje kompanijne, powiatowe i okręgowe, nim dostąpili zaszczytu startowania z krakowskich Oleandrów.
Wieczorem Kraków manifestuje swoje gorące uczucia ku Twórcy zbrojnego, niepodległościowego czynu. Płoną pochodnie przed pierwszymi szeregami olbrzymiego pochodu. Rozlegają się okrzyki na cześć Komendanta. Udział w pochodzie biorą wszystkie organizacje społeczne i olbrzymie tłumy publiczności.
Przy dźwiękach orkiestr, przy śpiewie pieśni legionowych pochód kieruje się ku Oleandrom. Zalega głęboka cisza. W ciszę padają słowa pamiętnego rozkazu Komendanta z 5 sierpnia1914 roku. Zebrani składają hołd duchowemu Wodzowi narodu i wracają do miasta.
6 sierpnia… Ciszę Wczesnego poranka przerywa rytmiczny marsz drużyn marszowych, ze śpiewem na ustach zdążają ych na start. W Oleandrach — tłumy publiczności. Generalicja, korpus oficerski, przedstawiciele miasta i władz administracyjnych czekają na uroczyste rozpoczęcie marszu.
Aleję, biegnącą wzdłuż Oleandrów przecina biała linia startu. Stają na niej po kolei drużyny marszowe: na sygnał startera wyruszają w drogę. Maszerują szlakiem Pierwszej Kadrowej. Jak jej legioniści — za radość dla siebie największą poczytują służbę obywatelską Ojczyźnie.
Za chwilę władze marszu wyjeżdżają za zawodnikami.
Tłumy rozchodzą się. Oleandry stają się znowu puste. Do następnego roku.
Marian Krawczyk.
Strzelec : organ Związku Strzeleckiego. R.11 (1931), nr 33
NA SZLAKU PIERWSZYCH LEGJONISTÓW POTĘŻNIEJE MARSZOWY SPORT
Po VIII Marszu Szlakiem Kadrówki
Spóźniłem się tym razem na Kadrówkę bardzo mocno, i nie wiem co drużyny robiły czwartego. Wiem jedynie, że już piątego rano było w Krakowie (rzecz przedtem niebywała) 32 drużyny.
To też przybywszy do komendy okręgu i załatwiwszy co z kim należy, udaję się z referentem sportowym okręgu do Domu Żołnierza, gdzie kwaterują wszystkie drużyny.
Trzeba przyznać, że z kwaterami tym razem udało się kierownictwu marszu znakomicie.
W wielkiej hali kinowej, na podwórzu i przy stole rejestracyjnym, u lekarzy pełno. Na miasto bez przepustki i specjalnego zezwolenia kierownictwa tego ula strzeleckiego nie można wychodzić. Zarządzenie to wyszło niechybnie na korzyść przybyłym do Krakowa drużynom. To też na ulicach miasta same szarże, szaraka – strzelca na lekarstwo nie zobaczysz — Ukrył się w koszarach.
Komisja lekarska pod przewodnictwem dr. płk. Henocha bada skrupulatnie wszystkich bez wyjątku. Na ogół powiadali lekarze, że stan fizyczny naszych ludzi znacznie się poprawił. Jeśli zaś wyłapano jakiegoś słabeusza, nie dopuszczano go do marszu i odradzano. Dla najbardziej opornych wymyślono klauzulę ,,na własną odpowiedzialność“. Czyli, że możesz odwalić kitę na własną twoją odpowiedzialność, i nic ci się już więcej w życiu nie stanie, no i lekarzowi, który ci szczerze odradzał — nie chodź — też nic nie będzie.
Rozwiązanie dosyć niefortunne, bo albo jest się zdrowym. i maszeruje, albo cherlakiem i siedzi w domu. Wiadomo, że każdy ambitniejszy strzelec, zwła szcza jeśli niema zastępstwa, nierad słucha wskazań lekarza i w miarę sił, względnie z ich nadużyciem do Kielc poczłapie.
Popołudniu odbyło się plombowanie drużyn w obecności przedstawiciela K. G. Jakkolwiek powoli, ale dokładnie i skrupulatnie oplombowano wszystkie stające do marszu drużyny. Wieczorem odbyła się odprawa drużynowych i kolarzy, przeprowadzona przez ob. kpt. Frączkiewicza.
Na mieście odbyło się tego dnia nabożeństwo w kościele Najśw. Marii Panny, na które przybyli przedstawiciele władz rządowych, miejskich i wojskowych. Po nabożeństwie odbyła się defilada przed d-cą korpusu gen. Łuczyńskim. Wieczorem odbyła się w Oleandrach wielka manifestacja na cześć Oswobodziciela Polski, w której wzięło udział przeszło 10.000 osób wszelkich sfer społecznych.
W koszarach już o godz. 8-mej zapanował zupełny spokój przed jutrzejszym marszem.
W dniu 6 sierpnia o godz. 5 rano udają się wszystkie grupy na start. Po odebraniu raportu przez
Kmdtą Głównego i gen. Łuczyńskiego, Kmdt Główny odczytuje historyczny rozkaz Marszałka Piłsudskiego do pierwszej Kadrowej, po czym po krótkim żołnierskim przemówieniu, oddaje głos dr. Klimeckiemu, który imieniem miasta wita zawodników.
Krótkie błogosławieństwo kapłańskie i drużyny ruszają raźno naprzód po zwycięstwo lub przegraną. Słońce już o 6-tej praży niemiłosiernie. Rzęsisty pot pokrywa czoła zawodników. Bluzy z początku zielone stają się czarne od przesiąkającego potu. Bractwo wali naprzód ostro, tak jakby to już były właściwe, które będą dopiero jutro.
Do słońca dołączyła się głupota niektórych drużynowych, pociągających drużyny do ostrego tempa. To też nie trzeba długo czekać na skutki. Już w połowie pierwszego etapu demoralizuje się kilka skądinąd porządnych drużyn, które maszerują następnego dnia poza konkursem.
Jak bezkresna jest u naszych strzelców nieznajomość regulaminu świadczy wymownie fakt, że wiele drużyn przybyło w tej niebywałej spiekocie niejednokrotnie o półtorej godziny w lepszym czasie.
To też i skutki takiego marszu nie dały na siebie długo czekać. Rozlatujące się, jak już pisaliśmy, szereg drużyn, które następnego dnia maszerują całkiem dobrze, zajmując nawet nienajgorsze miejsca.
Najlepiej, naj ekonomiczniej .maszerowały drużyny wojskowe „spiesząc się powoli” ku mecie pierwszego etapu.
Bardzo skrupulatna opieka lekarska uchroniła niejednego zawodnika od zgubnych skutków olbrzymiego upału. Nie mniej sami zawodnicy szkodzili sobie mocno, nadużywając napojów wydawanych na postojach. Dopiero zarządzenie lekarskie obdzielania skrupulatnie każdego określoną ilością napojów położyło kres temu sportowemu opilstwu.
Do potwornych klęsk maszerujących należało obuwie, które czyniło wyrwy w drużynach po prostu niepowetowane. Czterysta opatrunków jednego dnia samych nóg mówi samo za siebie, jakie obuwie nasi ludzie na marsze wkładają.
Pierwszy etap marszu ukończyło czyli zakwalifikowało się do dalszego marszu 35 drużyn. Odpadły drużyny: Zw. Rez. Zagożdżon oraz ZS: Sambor, Żółkiew, Chrzanów, Kępno, Hrubieszów.
W drugim dniu wymaszerowano w obawie przed upałem o godz. trzeciej i pół rano. Ponieważ i deszczyk nad ranem pokropił, marsz tego dnia nie przedstawiał większych trudności.
Drużyny wojskowe, które pierwsze wyruszyły ze startu natychmiast popadły w najostrzejszą walkę.
Prowadzi początkowo Straż Gran. Jednak już na 12 km atakuje ją 30 psk Warszawa i po ostrej, ale stanowczej walce, wybierając jako teren walki podejście, przechyla szalę na swoją stronę. Strażnicy zdeprymowani nie stawiają już od tej chwili większego oporu i nie odgrywają tego dnia poważniejszej roli.
Za trzydziestką ciągnie ostro zeszłoroczny mistrz 8 pp. Lublin. Potem posuwa się powoli, ale stale do przodu 16 pp Tarnów i 14 puł jazłowieckich ze Lwowa.
W kategorii druż. strzeleckich wiodą tego dnia prym „Orlęta”, które startują tego roku w kategorii starszych.
Za „Orlętami”, które z biegiem, czasu zdążyły się zestarzeć na Kadrówkach (powinny .zmienić nazwę na Orły) podążają skutecznie warszawiacy z Powązek i Poznań, dwie bezsprzecznie najsilniejsze drużyny strzeleckie.
Dzień ten przeszedł pod znakiem solidnego marszu. Wyniki tego etapu przedstawiają się następująco:
Kategoria wojskowych.
1 miejsce 30 pskan. —5:02:27;
2. — 8 pp Leg. — 5:10:49;
3. — 16 pp- 5:13:01;
4. — 14 puł. — 5:17:03;
5. — Straż gran. — 5:17:56;
6. — 56 pp — 5:20:53;
7. — 39 pp —5:24:17;
8. 22 pp — 5:28:08;
9. — 25 pp —5:29:41 oraz
10. — 50 ps kres. — 5:53:13.
Kategoria PW starszych:
I miejsce Z. S. „Orlęta” — 5:28:52;
2. — Z. S. Fabr. Kar. W-wa —6:05:34;
3. — Z. S. Łódź miasto — 6:07:06;
4. — Kol. PW. Kowel — 6:10:51 oraz
5. — Zw. Rez. i B. Wojsk. — 6:13:21.
Kategoria PW młodszych:
1 miejsce ZS Powązki – 5:29:31;
2. — ZS Biała Podl. — 5:30:34;
3. — ZS Poznań — 5:30:56;
4. — ZS Skarżysko— 5:40:09;
5. — ZS Piotrków — 5:41:43;
6. — ZS Tarnów — 5:43:35;
7. — ZS Lublin — 5:46:31;
8. — ZS Łuków — 5:47:10;
9. — ZS Zagożdżon— ,5:48:25;
10. — ZS Krasnystaw — 5:48:37;
11. — ZS Warszawa miasto — 5:54:02;
12. — Tomaszów ZS — 5:54:03;
13. — ZS Sucha — 6:09:17;
14. — Okręg Półn. Z. S. — 6:17:08;
15. — ZS Bochnia —6:22:51 oraz
16. — Wysokie Mazowieckie — 6:48:43.
Drużyny poza konkursem:
1 miejsce ZS Hrubieszów — 6:02:05;
2. — ZS Żółkiew — 6:22:27;
3. — ZS Chrzanów — 6:27:35;
4. — ZS Konin —6:38:42 oraz
5. — ZS Pińczów — 6:42:02.
Dzień trzeci marszu przyniósł formalną ucieczkę drużyn wojskowych. W niebywałym wprost tempie mkną naprzód bez wyjątku wszystkie zespoły. 30 psk. nie daje się nikomu wyprzedzić, jakkolwiek8 pp. leg. z Lublina depcze im mocno po piętach i nadrabia stracony dnia poprzedniego czas. Posuwa się też naprzód Straż Gran, jakkolwiek ma wielu konkurentów w walce o swe ostateczne trzecie miejsce.
Na strzelnicę, która leży o 16 km. przed Kielcami, wpada pierwszy 30 psk a zanim tuż, tuż 8 ppleg.
Rozpoczyna się strzelanie. Wojskowi z małymi wyjątkami strzelają dobrze. Drużyny strzeleckie o 50 proc. gorzej. Widać, że broń wojskowa nie ma w te renie powodzenia, Względnie strzelania na szybkość odbywają się bardzo rzadko.
Wyniki ostatniego etapu marszu i strzelania ułożyły się w sposób następujący
Kategoria wojskowa:
1 miejsce 8 ppleg —4:25:33 — 64 traf.;
2. — 30 pskan. — 4:33:23 — 67 traf.;
3. — 56 pp — 4:41:06 — 37 traf.;
4. — 14 puł. jazłow. — 4:41:16 — 42 traf.;
5. — 39 pp —4:41:39 — 57 traf.;
6. — Straż Graniczna — 4:43:53—-55 traf.;
7. — 50 p Strz. Kres. — 4:46:28 — 29 traf.;
8. — 16 pp — 4:56:27 — 59 traf.;
9. — 22 pp — 4:59:29 — 57 traf.;
10. — 25 pp — 5:01:02 —61 traf.
Kategoria PW
1 miejsce Z. S. Poznań —4:41:34 — 20 traf.;
2. — Z. S. Warszawa Powązki —4:45:26 — 21 traf.;
3. — ZS Lublin — 4:47:16 —8 traf.;
4, — ZS Krasnystaw — 4:48:11 — 17 traf.;
5. — ZS Piotrków — 4:52:29 — 24 traf.;
6. — ZS „Orlęta” — 4:54:54 — 13 traf.;
7. — ZS Tarnów —4:56:16 —8 traf.;
8. — ZS Zagożdżon — 4:56:58— 13 traf.;
9. — ZS Sucha — 5:00:02 — 8 traf.;
10. — ZS Fabr. Kbk. Warsz. — 5:00:30 — 15 traf.;
11. — ZS Skarżysko — 5:03:40 — 9 traf.;
12. — ZS Łódź-miasto — 5:07:44 — 32 traf.;
13. — ZS Bochnia — 5:08:00 — 17 traf.;
14. — Stow. Rez. i Wojsk. Lublin — 5:14:10 — 22 traf.;
15. — ZS Północ — 5:25:36 — 16 traf.;
16. — KPW Kowel — 5:32:32 — 23 traf.;
17. — ZS Tomaszów Maz. — 5:35:11 — 16 traf.;
18. — ZS Warszawa miast. — 5:57:31 — 13 traf.;
19. — ZS Wysokie Mazow. — 5:59:01 — 4 traf.
Po ostatecznym przeliczeniu wyników na punkty, licząc po 180 pkt. za najlepsze wyniki marszu każdego dnia i za najlepsze strzelanie, a innym drużynom odpowiednio w myśl regulaminu marszu mniej, uzyskano następującą kolejność miejsc:
Kat. Wojsk.
1 miejsce 30 psk.;
2. — 8 ppleg.;
3. — Straż Granicz.;
4. — 39 pp.;
5. —16 pp
6. — 14 puł.;
7. — 56. pp.;
8. — 25 pp ;
9. — 22 p. p.;
10. — 50 pskres.
Kat. PW młodsze:
1 miejsce Z. S. Poznań,
2. — ZS Warszawa — Pow.,
3. — ZS Piotrków,
4.— ZS Biała – Podlaska,
5. — ZS Krasnystaw,
6. — ZS Lublin,
7. — ZS Łuków,
8. — ZS Zagoźdżon ,
9. — ZS Tarnów,
10. — ZS Skarżysko,
11. — ZS. Sucha,
12. — ZS Tomaszów,
13. — ZS Bochnia,
14. — ZS Okręg Północny,
15. — ZS Warszawa — miasto,
16. — ZS Wysokie Mazow.
Grupa PW Starszych:
1. — Z. S. „Orlęta”.
2. — Z. S. Łódź – miasto,
3. — Z. S. Fabr. Karab.,
4. — Rez. i B. Wojsk. Lublin,
5. — KPW Kowel.
W klasyfikacji okręgowej pierwsze miejsce zajął okręg łódzki, drugie — krakowski.
Rozdania nagród dokonał gen. Tessaro. Obok nagród przechodnich i stałych wszyscy uczestnicy marszu otrzymali pamiątkowe żetony kadrówkowe.
Kierownictwo marszu spoczywało w rękach ppłk. Beliny – Prażmowskiego. Przewodniczącym komisji sędziowskiej był mjr. Nakoniecznikoff niestrudzenie pracujący z ob. kpt. Frączkiewiczem, oraz por. Pawlikiem.
Część techniczna marszu przypadła w udziale komendantowi okręgu V ob. mjr. Naimskiemu, który posiada dziwną własność dwojenia i trojenia się w zawsze energicznej robocie, ob. kpt. Ickowicza, oraz całego sztabu współpracowników.
Marian Kurleto
Strzelec : organ Związku Strzeleckiego. R.14, 1934, nr 32
WSPOMNIENIA MARSZOWE
(…) Utrwalił nam się również w pamięci marsz w 1931 roku. Walczyliśmy wówczas przez całą drogę z Orlętami krakowskimi, które, przyznać lojalnie musimy, maszerowały wprost z poświęceniem. Trzymaliśmy się wzajemnie tak, zatarasowując całą szerokość drogi, że nawet auta nie mogły iść. W pewnej chwili jeden z zawodników „Orląt” nie mogąc iść dalej, usiadł w przydrożnym rowie. Któryś z naszych podszedł i podał mu manierkę z herbatą. Nie przyjął jej. Popatrzył się na od dalającą się drużynę przekrwionym wzrokiem, potem jakby wewnętrzną siłą pchnięty podniósł się i począł iść naprzód. Było nam wtedy jakoś dziwnie, ale jednocześnie dumni byliśmy z naszego przeciwnika. Chłopcy z naszej drużyny na pewno by tak samo postąpili (…)
STADJON ROK IX Warszawa, 19 sierpnia 1931 r. Nr. 21
SZKOŁA PIECHOTY
(Wrażenia z VIII Marszu Szlakiem Kadrówki)
Dziwy przedziwne dzieją się czasem na świecie — oto spoglądam na zegarek i okazuje się, że jest w tej chwili nie ta godzina, która wybiła przed chwilą, lecz czwarta — wyraźnie czwarta rano! Rzucam okiem na kalendarz — i okazuje się, że mamy dziś dopiero dnia.. 6-go sierpnia1931 roku. Można co prawda przesunąć wskazówki zegarka i zerwać kilka kartek z kalendarza — lecz, błagam Was, kochani Czytelnicy, nie czyńcie tego — gdyż inaczej stracimy jedyną w swoim rodzaju sposobność do wzięcia udziału… w VIII Marszu Szlakiem Kadrówki, na który Was najserdeczniej zapraszam.
A sio, a sio, śpiochy! Porzućcie wygodne łóżka — hop! dużo zimnej wody, szklanka herbaty — przenieśmy się do Krakowa — i biegnijmy na Floriańską do Komendy Okręgowej Zw. Strzeleckiego, gdzie w imieniu Pol. Radia zameldujemy się u komendanta Okręgu majora Ludwika Naimskiego. Stąd, po nader miłym i serdecznym przyjęciu, spiesznym kłusem udajmy się na pobliski rynek, gdzie już, dygocąc z niecierpliwości, czeka na nas szary czteroosobowy samochód.
Co, Kto to powiedział, że się w nim wszyscy nie pomieścimy? Złudzenie! Gdy w domu staropolskim brakło miejsca dla miłych gości, ściany się rozstępowały — podobnie i dla nas, dziesiątków tysięcy P. T. Czytelników „Stadionu”, rozszerzy się gościnne auto sympatycznego porucznika rezerwy, p. Mariana Jahody.
No, czy nie mówiłem? A teraz — jazda — jazda na Oleandry, bo słońce już silnie przypieka i niezadługo już odbędzie się start. Gazu! Gazu!
I oto jesteśmy na miejscu. Kilkutysięczny tłum zacnych Krakowian, dumnych z tego, że to z ich miasta wyszła Pierwsza Kadrowa Kompania, tworzy zbity szpaler po obydwu stronach jezdni. Jednak za drugą nadciągają drużyny. A złote szaleństwo słoneczne potężnieje z każdą chwilą. Szalone słońce — i szaleni ci chłopcy, którzy ze wszystkich stron Polski zbiegli się tutaj, aby w takim skwarze stawać do ciężkich zawodów marszowych…
Ale ten szał i nam się udziela. Bo jakże tutaj nie oszaleć, kiedy serce co chwila bieg przyśpiesza, nadążając za dalekim echem kroków tych, którzy „Polskę ponieśli w tornistrze”. Jakże zachować zimną krew oraz mędrca ,szkiełko i oko” tu, na Oleandrach krakowskich, pod zieloną kopułą liściastych gałęzi, które równe 17 lat temu chyliły się nad głowami, pierwszych żołnierzy polskich i dobre wróżby im szumiały…
Wszak według słów samego Komendanta na początku było „szaleństwo” — to szaleństwo zuchwałe, ofiarne i twórcze, które później miało stać się właśnie polskim rozumem stanu.
Nikt im iść nie kazał, poszli, bo tak chcieli,
bo takie dziedzictwo wziął po dziadach wnuk —
nikt nie pytał o nic, a wszyscy wiedzieli
za co idą walczyć, komu spłacić dług.
Więc — nie żałujmy sobie, kochani Czytelnicy — i oszalejmy — na tym „górnym szlaku miłości, obowiązku i męstwa”.
Podejdźmy bliżej do trybuny, skąd przed czołem długiego węża zawodników komendant główny Zw. Strzeleckie go ppłk. dypl. Władysław Rusin odczytuje historyczny rozkaz Marszałka Piłsudskiego.
Chwila ciszy pełnej skupienia.
Zduszone wzruszeniem gardła zawodników głosu wydobyć nie mogą. Aż nagle wyrywa się krzyk z pięciuset ust — krzyk ufny, młody i pełen zachwytu:
„Niech żyje Marszałek Piłsudski!”.
Na znak k-ta głównego obnażają się głowy. Ksiądz dziekan odczytuje modlitwę i błogosławi zawodników. A potem — start czterdziestu drużyn, w czym 9 wojskowych, 1 Straży Granicznej, 1 Kolejowego PW, 1 Podoficerów Rezerwy. Reszta drużyny strzeleckie, podzielone na dwie kategorie — przedpoborowych i starszych.
Nastrój poważny, uroczysty. Widać, że wszyscy zawodnicy zdają sobie wagę z wyczynu, jaki sobie postanowili. Z rzadka tylko gromkie, potrójne: „cześć — cześć — cześć!” wplątuje się w miarowy, mocny tupot szybkich kroków. Za to tłumy cywilów huraganami oklasków darzą swych faworytów, przede wszystkim zaś — drużynę „Orląt” krakowskich.
Ostatnia drużyna zniknęła na zakręcie. Zbliżmy się teraz do grupy kierowników Marszu i podsłuchajmy, o czym rozprawia komendant Rusin z płk. Beliną-Praźmowskim, przesławnym bohaterem Rokitny i tylu bojów legionowych a na czas Marszu — jego głównym kierownikiem. W grupie tej dostrzegamy również potężną sylwetkę projektodawcy Marszu Szlakiem Kadrówki, inspektora Związku, kpt Królikowskiego Muszkieta, z kilka mundurów generalskich. i kilkadziesiąt oficerskich. Jest tu też gen. Łuczyński, jeden z pierwszych organizatorów Strzelca w Belgii, jest i płk Jur Gorzechowski. Notujemy faworytów — są nimi w kategorii wojskowej 30 pp., Straż Graniczna, oraz 8 ppleg.
W kategorii PW największe szanse ponoć posiadają drużyny: „Orląt ”, Poznań, Warszawa-Powązki, Łódź i Biała Podlaska.
Nagle — słuchamy i uszom nie wierzymy. W Marszu bierze udział drużyna 14 p. ułanów z Lublina. U-ła-nów! Okazuje się, że w pułku tym odbywa służbę wielu strzelców, wprawionych w zawodach marszowych. Nawet koń i lanca nie przesłoniły im białej wstęgi szlaku marszowego.
Ano — zobaczymy!
Lecz czas już i nam dopędzić i prześcignąć kolejno wszystkie drużyny, wysuwając się na ich czoło. Hop! i znów cała „rodzina stadionowa” siedzi w samochodzie. Miny mamy co prawda nie bardzo gęste, bo żar słoneczny dochodzi do ostateczności, chociaż to dopiero parę minut po ósmej. No, no — co to będzie koło południa.
Auto szybko mknie po białej wstędze szosy, zostawia jąc całe „zasłony kurzowe” za sobą. Dojeżdżamy do Michałowic, gdzie przed siedemnastu laty pod potężnym pchnięciem ramion pierwszych kadrowiaków padły — by już nam więcej nie urągać — słupy graniczne. Wzdłuż rozpalonej, ziejącej żarem szosy, migają nam przed oczyma wyniosłe topole i stuletnie lipy. Raz-po-raz, jak złota gwiazda, zajaśnieje kask strażaka, postawionego tu przez patriotyczną gminę. Co chwila mijamy grupki dzieci, które obsiadły pobrzeża wiejskie.
Pełne uśmiechów są te wszystkie młodziutkie buziaki i usteczka — w oczętach iskierki radosnego przejęcia się i uwielbienia. Tak to wzdłuż szlaku marszowego najmłodsza Polska przyszłości bierze pierwszą poglądową lekcję ofiarnego obowiązku.
Gazu! Bo oto przed nami szarzeją już ostatnie drużyny. Patrzcie, patrzcie, jak tonąc w białych piaszczystych obłokach, w przylegających do ciała, mokrych od potu bluzach, z coraz większym wysiłkiem podnoszą zawodnicy obolałe stopy. A większość — to przecież dzieci proletariatu, źle odżywiane biedaki. Co ich tu przygnało, na ten uroczny szlak kadrówkowy? Jaka siła była tak potężna, by z pośród członków organizacji PW wybrać jakiś 30 000 ludzi, zmusić ich do wytężonych i długo miesięcznych ćwiczeń marszowych, które po licznych zawodach eliminacyjnych wysłały na start w Oleandrach pięciuset wybranych do ostatecznej rozgrywki?…
Godzina 8.30. Dojeżdżamy do Słomnik. Mijamy Rynek, pełen wozów i bud jarmarcznych. Podjeżdżamy pod bramę triumfalną.
Pić, pić! Królestwo za szklankę wody!
Miły Boże! Jakież potworne pragnienie musi w tej chwili wysuszać gardła tych chłopców, których zostawiliśmy w tyle — i którzy potężnym wysiłkiem woli wyrzucają nogi do marszu: raz-dwa, raz-dwa, raz-dwa…
Odpoczną tu kilkanaście minut — a potem wrócą znów do tego straszliwego piekła ognistej drogi. Bo pierwszy etap marszu wynosi 44 km, a do mety w Miechowie jeszcze daleko, oj, daleko!
Już nadchodzą. Jedna drużyna po drugiej. Sprężają się przed półmetkiem, a potem — prędko, prędko, na posterunek posiłkowy, albo do lekarzy, którzy udzielają pomocy osłabionym. Jak szybko mijają minuty… I znów start.
Marsz, marsz — naprzód!
Po godzinnym odpoczynku znów dopadamy auta. I znów wyprzedzamy kolejno maszerujące drużyny. Coraz częściej mijamy też wozy sanitarne, zatrzymane na widok zwyciężonego przez upał zawodnika, którego towarzysze musieli zostawić w błogosławionym cieniu przydrożnego drzewa.
Miechów. Poprzez bramę triumfalną, wystawioną przy mecie, wpadamy na Rynek. Stop! Tu kres pierwszego z trzech etapów marszowych.
Godzina, dwie.. — i oto nadchodzą pierwsze drużyny.
Orkiestra rzuca im na powitanie dziarskie tony marszów wojskowych. Całe miasto wyległo na ulice i zwartym pierścieniem okrążyło Rynek. I dzieci — dzieci — dzieci. Dziesiątki, setki dzieci…
A potem — wyniki pierwszego etapu, który podaję nam komisja sędziowska. Czy nas aby oczy nie mylą? Z czterdziestu drużyn zaledwie 9 musiało ulec dyskwalifikacji.
Reszta — 31 drużyn — przybyła w dobrej formie i weźmie udział w jutrzejszym marszu na trasie Miechów—Jędrzejów.
Wola zwycięstwa, hart ducha i zapał — oto, co wydarło tych chłopców z lepkich ramion skwaru i kurzu…
O dwieście kroków od mety, pośrodku rynku, szarzeje jakiś pomnik. Podchodzimy bliżej, odkrywając głowy. Bo obelisk ten został wystawiony na pamiątkę zbrojnego czynu Powstańców 63-go roku, którzy tu, na tym Rynku Miechowskim, stoczyli krwawą bitwę z moskiewskim ciemięzcą.
Odczytujemy napis:
Walka o Wolność gdy się raz zaczyna
z ojca krwią spada dziedzictwem na syna…
Ach tak, tak, tak…
A teraz — czas posilić się i odpocząć — bo wobec niespodzianej fali upałów Kierownictwo Marszu przesunęło start na godz. 3.30. Rano, nie popołudniu…
Niestety — „chłop strzela, Pan Bóg kule nosi”… Jakże tu oderwać się od tych przecudownych chłopaków, jakże nie poznać się z nimi bliżej, jakże nie skorzystać z okazji i nie spędzić wieczoru w towarzystwie zziajanych, lecz pełnych entuzjazmu kierowników Marszu?..
Więc odpoczynek bierze w łeb — i kładziemy się spać około północy, aby po dwóch i pół godzinach snu zerwać się i bez śniadania biec na start…
Dzięki wam, litościwe Nieba! Bo oto nocą spadł deszcz i przydeptał pychę białych tumanów kurzu. Lżej będzie chłopcom maszerować… Świta. Mgła leży jeszcze na polach. Na horyzoncie słońce przyczaiło się za parkanem obłoczków. Lecz już po godzinie 5-ej .znów wyzłaca ścierniska. Mijamy kilka drużyn i przejeżdżamy przez Zagożdżon.
Zjeżdżamy w dół. Oglądamy się za siebie — w żółtej jasności rannego słońca, jak hufiec duchów, szarzeją na grzbiecie szosy drużyny. Wyprzedzamy świetnie maszerującą drużynę Orląt krakowskich — i znowu wzdłuż długiej wstęgi szosy nic nie ma przed nami.
Coś majaczy na szczycie pagórka. To 30 pp., faworyt wojskowy. I znów auta Czerwonego Krzyża — znów kilku pokonanych przez żar słoneczny, który drogę zamienia w Gehennę. Przed Książem Wielkim wjeżdżamy na serpentynę, która wężowymi skrętami wije się w górę, opasując leśne pagórki. I tu jesteśmy świadkami decydującego starcia między drużynami wojskowymi.
Jedna za drugą, w odstępach dwustumetrowych idą: Straż Graniczna i 14 p. ułanów. Z tyłu dopędza ich 30 pp. Jeszcze przed serpentyną z łatwością wyprzedza ułanów, mija spieszonych i speszonych kawalerzystów i, jak chmura gradowa, uderza w drużynę Straży Granicznej. Dzielni strażnicy naszych granic tracą głowę i tuż przed serpentyną przyjmują walkę, zamiast przepuścić rywala, aby dopędzić go później, ,,z górki na pazurki“. Przez dwie minuty ważą się losy — aż wreszcie Straż traci jednego osłabionego za wodnika, rozlatuje się i, wycieńczona, zdeprymowana, ulega. Wnet jednak odzyskuje animusz i z minimalną stratą czasu przychodzi do W. Książa w zupełnie dobrej formie.
Ale — gazu, gazu, gazu! Bo, niestety! Zawodnicy mają jeszcze półtorej doby przed sobą, a nam ,,Stadion” niewiele już miejsca zostawił…
A tu właśnie, jak na złość, czeka nas najstraszliwszy odcinek marszowy. Oto po jednym z zakrętów wystrzela przed nami prosta linia szosy, gubiąca się gdzieś, hen, na horyzoncie. Ani jedno drzewko, ani krzaczek najmniejszy— nic, nic, tylko ta deprymująca biała, prosta wstęga, ziejąca żarem i napędzająca beznadziejność do serca. Wielkiego też hartu ducha potrzeba, aby na widok tej posępnej ,,doliny śmierci“ nie zwątpić, nie upaść na duchu i nie ulec, zwłaszcza, gdy nie siedzi się tak jak my w wygodnym aucie, ale opuchłą stopą, metr po metrze, zwycięża się tę Saharę… Ale — czas mija. Gazu, gazu! Mijamy Wodzisław, gdzie drobna dziatwa ochoczo pompuje wodę dla zawodników, i nocujemy w przemiłym gościnnym Jędrzejowie, gdzie dowiadujemy się wieczorem, że bohaterami dnia, oprócz 30 pp były nast. drużyny wojsk. 8 pp leg., 16 pp, 14 p. ułanów z Lublina i Straż Gran. — zaś w kategorii PW — Orlęta, Warszawa-Powązki — Biała Podl. — Poznań — i Łódź.
Nazajutrz o godz. 3.30 — rano, proszę państwa, przed świtem — asystujemy w Jędrzejowie przy starcie do ostatniego etapu Marszu.
Gazu, gazu! Wpadamy na strzelnicę pod Górą Sierpią przed Chęcinami. Tu każda drużyna oddaje po kilkadziesiąt strzałów do tekturowych sylwetek Jest to egzamin najważniejszy, stanowiący o bojowej zdolności zawodników. W pierwszym etapie zbliżali się do nieprzyjaciela. W drugim gnali go przed sobą. Teraz, w trzecim — starli się z nim na dobre. W myśl regulaminu nie tylko czas, ale przede wszystkim wyniki strzelania i forma zawodników decydują tu o przyznaniu palmy zwycięstwa.
Niestety! „Z cudzego — (acz gościnnego!) — woza wysiadaj choć w pół drogi”. Nie zdołaliśmy w dwustuwierszowej błyskawicy zamknąć całej epopei marszowej. Więc, na zakończenie, już na mecie kieleckiej zapytajmy fachowców o zdanie.
Główny kierownik Marszu Szlakiem Kadrówki, płk. Belina Prażmowski chwali karność i zapał zawodników, oraz sprężystą i czujną organizację zawodów. Kmdt. Gł płk. Rusin podnosi, że zwłaszcza I etap był egzaminem moralnym, który zawodnicy zdali celująco. Inspektor Królikowski Muszkiet mówi krótko: „Ten marsz — to szkoła polskiej piechoty”.
Tak, kochani Czytelnicy. Marsz Szlakiem Kadrówki — to szkoła polskiej piechoty. Lecz zarazem — szkoła młodych serc, mocno, mocno uderzających nietylko pod zieloną, parującą w ogniu słonecznym bluzą zawodnika. To szkoła wszystkich polskich serc, które biły w takt kroków marszowych — tam, podczas tego porywającego, bohaterskiego — Marszu Szlakiem Pierwszej Kompanii Kadrowej.
Jan Piotrowski.